Historia oraz współczesne znaczenie
Muzeum w Treblince to tematy poruszane podczas pierwszej konferencji
naukowej zorganizowanej w tym miejscu 4 i 5 października. Konferencja
odbywała się pod hasłem "Co wiemy o Treblince? Stan badań". To pierwsze z
trzech takich spotkań planowanych w Muzeum Walki i Męczeństwa w
Treblince. - To podsumowanie naszej wiedzy na temat obozów w Treblince -
podkreśla kierownik Muzeum, Edward Kopówka. - Na kolejnych
konferencjach będziemy mówić o edukacji na temat Treblinki oraz o tym,
jak utrzymywać tereny poobozowe.
Treblinka powinna być celem wizyt
młodzieży, bo jest to ważne miejsce historyczne - uważa Tomasz Kranz z
Państwowego Muzeum na Majdanku. - W Polsce są inne miejsca pamięci,
które nie są odwiedzane przez uczniów. Jednak koncepcja miejsc pamięci
została zauważona przez szkoły. Mimo wszystko wciąż byłe obozy "Aktion
Reinhard" odgrywają marginalną rolę w pamięci społecznej. Przyczynił się
do tego w poprzednim systemie brak odczuwania żałoby po Żydach. W III
RP zaszły jednak znaczące zmiany w podręcznikach szkolnych.
Retrospektywne spojrzenie na te sprawy może odbywać się w skali mokro
oraz na płaszczyźnie międzynarodowej. Muzeum może stać się katalizatorem
i podmiotem oddziaływań społecznych. Treblinka jest przecież jednym z
największych cmentarzy II wojny światowej. Osoby młode odwiedzające to
miejsce oczekują emocjonalności, zobaczenia na własne oczy do czego
zdolny jest człowiek.
Co hamuje taki rozwój placówek muzealnych,
uniemożliwiając im szersze dotarcie do młodzieży szkolnej? - Nauczyciele
mają małą wiedzę, programy nauczania nie sprzyjają realizacji wyjazdów
studyjnych oraz same muzea są w tej sferze mało aktywne - mówi Tomasz
Kranz. - Rola muzeów jest ważna, bo te tereny to świadkowie ludobójstwa.
Wraz z odejściem pokolenia świadków tamtych wydarzeń, to te placówki
staną się depozytariuszami pamięci. Te tereny i relikty przeszłości
ułatwią wizualizację, zajęcia prowadzone tutaj mogą ułatwiać nauczanie
historii. W tych miejscach panuje też specyficzna aura, będąca bodźcem
stymulującym poznawanie przeszłości.
- W obozie zagłady w
Treblince było 30 - 40 funkcjonariuszy SS. Wszyscy ni brali wcześniej
udział w operacji T4 - przypomina Jacek Młynarczyk z Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Było też od 90 do 120 ukraińskich
wartowników. Warto zauważyć, że w relacjach dotyczących tego terenu
dominują informacje o Ukraińcach jako wartownikach, ale wiadomo też, że
byli wśród nich również Litwini czy Łotysze. W lipcu 1942 r. zakończono
prace nad budową obozu zagłady w Treblince. Wiedział o tym Judenrat w
Warszawie, bo dużo materiałów to tej budowy brano właśnie z
warszawskiego getta.
Pierwszy okres funkcjonowania obozu trwał od
23 lipca do 28 sierpnia 1942 r. W tym czasie zamordowano ok. 320
tysięcy Żydów. - Personel obozu dla rozrywki zabawiał się tymi więźniami
- uważa Jacek Młynarczyk. - Dowództwo tolerowało to, bo ich podwładni
wdrażali się w ten sposób do swojej pracy i przełamywali bariery
psychiczne. Nie wiemy ile było komór, w których gazowano ofiary.
Strażnicy po wojnie twierdzili, że było ich sześć, natomiast ocaleli
więźniowie mówili o dziesięciu. Po powstaniu więźniów 2 sierpnia 1943 r.
przyjęto jeszcze dwa transporty i przystąpiono do likwidacji obozu.
Komendantem w tym końcowym etapie był Kurt Franz. 17 listopada 1943 r.
komando żydowskie pracujące przy likwidacji obozu zostało rozstrzelane
przez załogę.
- Dokumentację i badania masowego mordowania
polskich Żydów i Akcji Reinhardt prowadziły same ofiary podczas wciąż
trwających zajść - przypomina Katrin Stoll z Niemieckiego Instytutu
Historycznego w Warszawie. - Po wyzwoleniu ocaleni z Holocaustu
kontynuowali próby dokumentowania zagłady Żydów przez gromadzenie
zeznań, dzienników, pamiętników i innych materiałów źródłowych. Jeśli
chodzi o deportacje z małych miasteczek z okręgu białostockiego, to
zeznania ocalałych zebrane przez członków Żydowskiej Komisji
Historycznej są często jedynym źródłem informacji o dniu likwidacji
getta i liczbie deportowanych ofiar. Do końca 1942 roku większość
polskich Żydów została wymordowana przez przez niemieckich okupantów.
Deportacja z okręgu białostockiego zaczęła się wtedy, gdy deportacja
większości Żydów z Generalnej Guberni była już zakończona. Deportacje z
Białegostoku do Treblinki były częścią Akcji Lutowej w getcie
białostockim, która rozpoczęła się 5 lutego transportem do Auschwitz.
Między 5 a 12 lutego 1943 r. Niemcy wywieźli od 8 do 10 tysięcy jego
mieszkańców do obozów w Treblince i Auschwitz, a kolejnych kilkaset
zamordowali na miejscu. W sierpniu 1943 r., po dwóch latach istnienia,
getto białostockie uległo niemal całkowitej likwidacji.
O
deportacji Żydów z dystryktu lubelskiego do obozu zagłady w Treblince
mówił podczas konferencji Robert Kuwałek z Państwowego Muzeum na
Majdanku. - Podczas likwidacji gett angażowano w to również polską straż
pożarną, którą wykorzystywano do wyłapywania Żydów i przeszukiwania
mieszkań - mówi Robert Kuwałek. - Kiedy w sierpniu 1942 r. likwidowano
getto w Międzyrzecu Podlaskim, część Żydów słyszała już o Treblince i
kojarzyła tę nazwę z Zagładą Żydów z Warszawy. Niektórzy z nich mieli
krewnych w warszawskim getcie i kontaktowali się z nimi. Wszystkie akcje
w poszczególnych miastach były bardzo krwawe, setki osób mordowano na
stacjach kolejowych i cmentarzach żydowskich. Uważano, że ludzie starsi,
niepełnosprawni oraz dzieci bez rodziców powinni być "przesiedlani w
miejscu", co oznaczało zabijanie ich od razu w danym mieście. Żydzi,
którzy uciekali z transportów wiedzieli, że im dalej od linii kolejowej,
tym większe szanse na uratowanie, bo miejscowa ludność też stanowiła
dla nich zagrożenie. Z dystryktu lubelskiego wywieziono do Treblinki 47 -
49 tys. osób.
- Pierwsza komisja, mająca zbadać, czym była
Treblinka przyjechała tu już jesienią 1944 r. - przypomina Martyna
Rusiniak-Karwat z Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. -
Zanotowano też, że teren ten jest profanowany. Każda z późniejszych
komisji opisywała teren podobnie. Wszyscy wspominali o kopaczach, ale
nikt nie mówił o tym, czy coś udało im się wykopać oraz co z ewentualnym
skarbem później zrobiono. Przyjeżdżano i biadolono nad tym, jak wygląda
teren, ale nie zrobiono nic poza ogrodzeniem go. Na brak wcześniejszego
upamiętnienia terenu poobozowego wpłynęło to, że pod koniec lat 40.
doszło do samolikwidacji organizacji żydowskich oraz emigracji ich
członków z Polski. Nie miał kto upomnieć się o właściwe upamiętnienie.
O
swoich badaniach na terenie byłego obozu zagłady mówiła Caroline Sturdy
Colls z Uniwersytetu Staffordshire. - Pomimo faktu, że obóz był
zniszczony przez nazistów w czasie jego opuszczania, wiele dowodów
pozostało, które sugerują, że nie wszystkie fizyczne pozostałości obozu
zostały zatarte - podkreśla Caroline Sturdy Colls. - Z archeologicznego
punktu widzenia zniszczenie budynków rzadko skutkuje całkowitym
usunięciem śladów tych struktur. W Treblince dowody w postaci zdjęć oraz
obserwacje poczynione przez powojennych śledczych potwierdzają to oraz
pokrywają się z obecnością szczególnej ilości artefaktów. W 1945 r.
zespół prowadzony przez Łukaszewicza przeprowadził wykopaliska oraz
badania terenu, wspominając o fakcie, że "liczne ludzkie szczątki
zostały odnalezione w czasie wykopalisk, część z nich w stanie
rozkładu", ujawniając, że nie wszystkie ciała zostały poddane kremacji.
Jednakże, pomimo tych odkryć, 13 listopada 1945 r. zostało wydane
oświadczenie wstrzymujące prace badawcze w Treblince II "przez wzgląd na
zbliżającą się jesień, obecne opady oraz z konieczności szybkiego
sfinalizowania wstępnego dochodzenia". Oświadczono również, że na
miejscu nie znaleziono masowych grobów, pomimo wcześniejszych
zanotowanych obserwacji dotyczących odsłoniętego dołu. Archeologiczne
badania przeprowadzone w sierpniu 2010 r. jako część moich badań
doktoranckich, zakładały, że ślady po obozie przetrwały.
Badania
prowadzone przez Caroline Sturdy Colls miały charakter nieinwazyjny. -
Dopiero od niedawna nowe techniki badań umożliwiły przeprowadzenie badań
miejsc powiązanych z Holocaustem w ten sposób - wyjaśnia. -
Nieinwazyjne metody użyte w Treblince zostały zaprojektowane w sposób
umożliwiający zlokalizowanie i określenie głównych cech pozostałości bez
naruszenia ludzkich szczątków. Nie przeprowadzono żadnych badań
wykopaliskowych, dzięki czemu nie naruszono gruntu. Granice obozu
widoczne na lotniczych zdjęciach zrobionych krótko po opuszczeniu obozu
nie pokrywają się z tymi wytyczonymi współcześnie. Zostało to
potwierdzone poprzez nałożenie w specjalistycznym programie służącym do
tworzenia map, danych uzyskanych z pomiarów topograficznych na zdjęcia
satelitarne i lotnicze. Metoda ta wykazała, że północna granica obozu
znajduje się mniej więcej 50 m dalej na północ. Nie można wykryć ciał
stosując metody geofizyczne, jednakże umożliwiają one z sukcesem
lokalizowanie pochówków na innych terenach na całym świecie. Kilka dołów
zostało zarejestrowanych na terenie obozu i wiele z nich jest
przeciętych przez pomnik. To potwierdza, że przed budową pomnika
przeprowadzono ograniczone dochodzenie. Kilka dołów prawdopodobnie było
rezultatem powojennych grabieży, ale kilka większych dołów jest
ulokowanych na terenie gdzie według zeznań świadków, znajdowały się
masowe groby i doły kremacyjne. Intencją pomiarów było stworzenie
podstaw do dalszych badań, jak i dowiedzenie możliwości ich
przeprowadzenia. Wiele typów obiektów zostało odnotowanych, takich jak
prawdopodobne masowe groby, doły, miejsca, w których były przeprowadzone
prace ziemne i granice, które w pewnym stopniu mogą się przyczynić do
zaktualizowania map. Wbrew powszechnej opinii ślady po obozie
przetrwały. Badania te powinny być postrzegane jako, mam nadzieję,
długoterminowa współpraca pomiędzy Uniwersytetem Staffordshire, a
władzami muzeum, mająca na celu wykształcenie nowego spojrzenia na
fizyczne dowody odnoszące się do Treblinki oraz by ofiary Holocaustu
zostały należycie upamiętnione.
Katarzyna Markusz
/za: jewish.org.pl/
|