Naczelny Rabin Plaży... |
Plaża w Izraelu to chyba ostatnie miejsce, w którym można by się spodziewać doświadczenia czegoś zachęcającego do wzmocnienia nadzieji dotyczących przyszłości narodu żydowskiego. Spotkamy tam masy półnagich plażowiczów, których ciała, w wielu przypadkach, przebite są kolczykami w różnych niecenzuralnych miejsach. Jest mało prawdopodobne by w tego typu otoczeniu nawet najbardziej zaangażowane umysły były w stanie utrzymać skupienie na różnych ważnych kwestiach, takich jak los naszego narodu. Niemniej jednak, kilka dni przed Jom Kippur, moja żona i ja, zapakowaliśmy nasze dzieci do samochodu i udaliśmy się na wybrzeże. Nasza motywacja nie miała jednak nic wspólnego z pokusami ciała – ponieważ mieszkamy w miejscu oddalonym od jakiegokolwiek zbiornika wody, nie mieliśmy gdzie wypełnić rytuał taszlichu (podczas którego symbolicznie pozbywamy się naszych grzechów) w Rosz Haszana. Stąd też nasz rodzinny wypad na plażę. Kiedy tak staliśmy pozbywając się roku grzechów do Morza Śródziemnego, podeszła do nas młoda izraelska kobieta i zapytała czy może nas sfotografować. Nagle doświadczyłem poczucia solidarności ze sportowcami światowej sławy, i mimo, że jej prośba wydała mi się dziwna, zgodziłem się i przystąpiłem do rozładunku kilku kolejnych grzechów zapakowanych w starannie przygotowane kulki z chleba.
Gdy zapytałem ją, co takiego ciekawego jest dla niej w obserwowaniu kilku Żydów wrzucających kawałki chleba do wody, odpowiedziała, że to „piękne” zobaczyć rodzinę biorącą udział w religijnych rytuale. Zapytała, o co w tym rytuale chodzi, jakie jest jego znaczenie i sens, ogólnie wydawała się być szczerze zainspirowana przez całą scenę. Pomimo, iż jej znajomość judaizmu była zerowa, z dumą oświadczyła, że ma zamiar pościć w Jom Kipur, podobnie jak większość jej przyjaciół, choć akurat dwójka towarzyszących jej na plaży znajomych nie była pewna co zamierzają w ten dzień robić. Ponieważ zaczęło się robić późno, a dzieci były coraz bardziej niespokojne, złożyliśmy sobie życzenia lekkiego postu i pożegnaliśmy się. Kiedy rozmyślałem, w kolejnych dniach, o całym wydarzeniu, nie mogłem pozbyć się myśli o tym, jak wiele należy zrobić, by dotrzeć do młodego pokolenia Izraelczyków, z których wielu dorasta w niepewnej, i być może niełatwej relacji do judaizmu. Część z nich jest, bez wątpienia, wrogo nastawiona do wszystkiego co trąci religią, jednak inni, wielu z nich, byliby otwarci na poznanie swego dziedzictwa gdyby tylko ktoś zaoferował im szansę by to zrobić.
W ostatnich latach ruszyło wiele programów nakierowanych na nie religijnych Izraelczyków szukających możliwości edukacji na temat wiary ich przodków. Podczas gdy tego typu programy z pewnością docierają do wielu ludzi, często wymagają one od swych potencjalnych uczestników podjęcia własnej inicjatywy i poszukiwań związanych ze znalezieniem takich programów. Programy te tracą więc możliwość przyciągnięcia wielu innych osób, mniej skłonnych do samodzielnego wykonania tego pierwszego kroku. W Izraelu istnieje urząd Naczelnego Rabina, jednak naczelni rabini, jak większość kadry kierowniczej, to bardzo zajęci ludzie, zmuszeni godzić obowiązki związane z uczestniczeniem w uroczystościach państwowych z nadzorowaniem rabinicznej biurokracji. Jeśli mamy zamiar poczynić postęp w walce z żydowską ignorancją, konieczna będzie dodatkowa siła robocza. W istocie, czas zacząc myśleć kreatywnie i zaadoptować świeże pomysły w nasze działania na rzecz dotarcia do osób potencjalnie otwartych na duchowość. Obecnie naczelni rabini mianowani są przede wszystkim na podstawie kryteriów geograficznych. Każde miasto posiada jednego lub dwóch naczelnych rabinów, których zadaniem jest nadzorowanie religijnej infrastruktury. Być może powinniśmy rozważyć wzięcie pod uwagę także innych kryterów.
Dlaczego, na przykład, nie powołać urzędu naczelnego rabina dla nowych imigrantów? Lub naczelnego rabina dla izraelskiej młodzieży? Gdyby obsadzić owe urzędy kreatywnymi osobami, pełnymi pasji, mogłyby one rzeczywiście odpowiedzieć na problemu „ich okręgu”; problemy, które w przeciwnym razie mogłyby być przeoczone lub zignorowane. Urzędy te mogłyby działać pod auspicjami Naczelnego Rabinatu, wykorzystując istniejące zasoby i infrastrukturę, w dotarciu do tych ważnych grup społecznych. Mogłyby one zaoferować wielu ludzom szansę, by dowiedzieć się więcej na temat ich religjnego dziedzictwa. Dugie wybrzeże Izraela wypełnione jest dzień w codzień niezliczoną ilością ludzi podobnych do tej młodej damy, która forografowała moją rodzinę. Gdyby istniał naczelny rabin plaży, być może ona jak i inni, podobni do niej, wracali by z plaży do domu z czymś o wiele bardziej znaczącym, niż tylko opalenizna.
Michael Freund -Tłumaczyła Daniela Malec /zródło: shavei.org/ |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl