Siódmego dnia Pesach (czyli 21 dnia miesiąca nisan) Żydzi przeszli przez morze nazywane Morzem Czerwonym, a także Morzem Traw, Morzem Sitowia lub Morzem Trzcin. Paraszat czytana tego dnia (Szemot 14-15) zawiera opis tego wydarzenia i Pieśń Morza (Szirat hajam) - śpiewaną przez uciekinierów, po cudownym ocaleniu. Dzień ten jest jom tow (pełnym dniem świątecznym), a w diasporze jest nim również następny, ósmy dzień.
Rozdzielenie morza było rzecz jasna przede wszystkim dowodem potęgi Boga i Jego opieki nad uciekinierami. Ale niektóre interpretacje tego momentu w historii uzyskiwania przez Żydów wolności zwracają też uwagę na inny aspekt.
W przeciwieństwie do większości religii Wschodu, judaizm naucza, że świat doświadczany przez nasze zmysły nie jest iluzją, więc nie jest też iluzją oddziaływanie nań naszym postępowaniem. Przeciwności, cierpienie, okrucieństwo i zło, które dostrzegamy w świecie, są prawdziwe: wymagają więc prawdziwych działań, aktywnej, stanowczej postawy. Rabini przywołują tu (w Szemot Raba 21, 8) właśnie Moszego modlącego się nad brzegiem Morza Czerwonego, gdy nadciąga egipska armia. „Czemu do mnie wołasz [ma ticak alaj]– odpowiada na jego modlitwę Bóg. – Działaj!”. „Żydzi mają za zadanie posuwać się naprzód, gdyż morze nie stanowi dla nich bariery” – wyjaśnia Raszi (średniowieczny komentator Tory) tę sytuację, która może być odczytywana metaforycznie. Mówi nam ona zarówno o człowieku jak i o Bogu. Gdy pora na czyny - głosi Bóg - nie czas na przedłużanie modlitwy.
Kontrastuje to z postawą części Żydów, którzy widząc nadciągające wojska egipskie, natychmiast zapomnieli o cudach, które czynił dla nich Bóg i skierowali się - ujawniając mentalność niewolników - przeciw Moszemu: "Cóż nam uczyniłeś, wyprowadzając nas z Egiptu! (...) Lepiej nam było służyć Egiptowi, niż umrzeć na pustyni!" (Szemot 14:11-12).
Jest to pierwszy z wielu momentów zwątpienia i lęku przed tym, co niepewne, wobec których niewola wydawała się wielu Izraelitom znacznie mniejszym złem, niż wzięcie swego losu we własne ręce.
Z wydarzeniem tym związana jest jeszcze inna, mniej znana historia, pokazująca, jak postrzegali Egipcjan - oraz Boga - Żydzi: w midraszu czytamy, że gdy aniołowie zobaczyli ginących w falach morza egipskich wojowników, chcieli zaśpiewać hymn pochwalny. Bóg jednak - zirytowany - powstrzymał ich słowami: "Moje istoty toną, a wy chcecie śpiewać?!"
Morze określane w tradycji chrześcijańskiej jako “czerwone” nazywa się w oryginale hebrajskim “jam suf”. Błąd w tłumaczeniu został popełniony najprawdopodobniej podczas przekładu tekstu Tory na grekę.
Suf oznacza dosłownie trzcinę (lub sitowie). Prawidłowe tłumaczenie brzmi więc "morze trzcinowe" , a nie "czerwone". Tak wyjaśniał to już Raszi. Tłumaczenie Tory (rabin Sacha Pecaric i Ewa Gordon), w edycji Pardes Lauder, podaje:
"Wozy faraona i jego wojsko wrzucił do morza, najlepsi z jego dowódców zatonęli w Morzu Trzcinowym".
Nigdy nie udzielona została odpowiedź na pytanie, o jakim morzu czytamy w Szemot (Księga Wyjścia).
Rozpatrywana jest delta Nilu (Sota 12a), wtedy morzem trzcinowym byłoby jezioro Manzale w jej części wschodniej. Inne opinie uważają, że było to jezioro Sirbonis. W języku staroegipskim sufi lub tufi jest słowem oznaczającym bagnisty rejon delty Nilu. Jednak istnieje także - mniej prawdopodobny - pogląd, że mógł być to fragment jakiejś laguny w zatoce Akaba (Morze Czerwone), bo tymi samymi słowami opisane jest morze, nad którym Salomon wybudował port (I [III] Księga Królewska, 9:26).
Jako "morze trzcinowe" lub "morze sitowia" nazwane jest zarówno morze, którego umiejscowienie zostaje precyzyjnie podane ("Ezion-geber, które jest obok Elotu [Elatu], w krainie Edomu"), jak i morze, które napotkali Izraelici podczas Wyjścia z Egiptu.
Z jednej strony nie mamy ostatecznych danych na to, aby wiedzieć, gdzie dokładnie rozegrały się wydarzenia z księgi Szemot (Wyjścia).
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że od początków XIX wieku istniała silna tendencja w humanistyce zajmującej się Biblią, do szukania "racjonalnych" wyjaśnień cudów. Tendencja ta była oczywiście w znacznym stopniu spowodowana chęcią sprowadzenia religii z jej piedestału. Jednym z elementów tej tendencji była chęć udowodnienia, że cud przejścia przez morze był w rzeczywistości tylko przejściem przez jakieś płytkie i wysychające jezioro lub lagunę, co miało - w założeniu - dyskredytować wymiar wydarzeń.
Wyglada na to, że zagadka nie zostanie nigdy rozwiązana.
Powstaje pytanie: czy jej rozwiązanie zmieniłoby cokolwiek w sensie całej bibilijnej historii? Wtedy, gdy spojrzymy na jej najważniejszą, czyli symboliczną wymowę. Bo przecież historia przejścia Izraelitów przez morze nie jest historią z dziedziny oceanografii, paludologii (nauka o bagnach) ani limnologii (nauka o jeziorach). Jest historią o roli i niezbędności Boga i ludzkiej odwagi wówczas, gdy człowiek zdobywa wolność. Z tego punktu widzenia fakt, że najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się, jakim morzem było Jam Suf, naprawdę niewiele zmienia.
/the 614 comm./
|