Pan
Włodek dozorca stał na mrozie i paląc papierosa wpatrywał się w ścianę. W ręku
szufla, dookoła na wpół odśnieżony chodnik. Widząc, że wychodzę machnął ręką i
zawołał: „Chodź pan, może pan coś poradzisz?”. Zwrócił wzrok do ściany,
czekając aż podejdę. „No i powiedz pan, co ja mam z tym zrobić? No żeby ich …”
(tu wymienił kilka nieprzyjemnych życzeń, z których życzenie śmierci wydawało
się najłagodniejszą formą zadośćuczynienia za kłopot, który mu sprawili).
Nie czekając aż odpowiem przeszedł do analizy różnych
ewentualności: „Zostawić nie mogę, bo będą się czepiać, że antysemityzm.
Zamalować też nie mogę, bo powiedzą, że ukrywam fakty i zatajam rzeczywistość.
A jak pan to już widział, to nawet nie mogę pobiec do domu i udawać, że mi się
nerki dały we znaki i ruszyć się nie mogę”. Potem oderwał wzrok od ściany i
spojrzał na mnie. „Że też akurat na naszej ścianie musieli tego Żyda powiesić”.
Patrzył mi się prosto w oczy, ni to badając czy to aby nie
ja byłem sprawcą tego malunku, ni to obwiniając -
czy aby to nie z mojego powodu ktoś wybrał właśnie nasz blok. Na ścianie
prezentowała się namalowana sprayem szubienica z zawieszoną na niej
sześcioramienną gwiazdą. „Nie wiem, panie Włodku, pan jesteś gospodarzem”,
trochę mszcząc się za to ostatnie spojrzenie, posłałem mu krótki uśmiech i
zostawiłem go z jego ścianą i powieszonym Żydem. Idąc do autobusu rozglądałem
się dookoła po ścianach i płotach w poszukiwaniu innych, których w nocy
powiesili. Tylko przed kościołem, na dwóch drewnianych belkach widniał
przedstawiciel narodu wybranego.
W 1936 r. żydowski nauczyciel Abel Meeropol zobaczył zdjęcie, którego dręczyło
go przez wiele dni. Jak sam mówił, ścigało go i nie dawało mu zasnąć - nie mógł się od niego
uwolnić. Zdjęcie zrobione nocą, z lampą błyskową. Tłum ludzi, głównie białych
mężczyzn w kapeluszach lub kaszkietach, paląc papierosy zadziera głowy do góry.
Jeden, z gołą głową i krótkim ciemnym wąsikiem pod nosem, patrzy okrągłymi
oczyma prosto w obiektyw. Podniesioną ręką z wyciągniętym palcem wskazuje do góry
na koronę drzewa, pod którym zebrało się pewnie całe miasteczko. Wygląda jak
przewodnik, który przyprowadził tu turystę-fotografa i pokazuje to, co tamten
chciał zobaczyć. Tyłem do drzewa i tyłem do „przewodnika” stoi stara kobieta,
jej usta rozmazały się na zdjęciu, ale oczy są wystarczająco smutne. Patrzy
przez ramię, jakby się rozglądała, jakby chciała kogoś odnaleźć. Nie widać ani
korony drzewa, ani jego gałęzi, tylko gdzieś w tle światło flesza odbija się w
liściach, które zamykają przestrzeń, czyniąc całe zgromadzenie bardziej
kameralnym. Pień drzewa wznosi się do góry, ponad głowy zebranych i rozdziela
się na wychodzące ponad kadr zdjęcia odnogi. Tuż obok konara, jakby przylepiony
do niego, wisi czarny mężczyzna. Jego bose nogi niemal dotykają głów zebranych.
Obwiązany jest białym, zakrwawionym materiałem, którym przysłonięto jego
nagość. Ma też krzywo zapiętą i podartą koszulę -
ktoś go pewnie ubierał, nie dbając o ład i elegancję. Z prawej ręki
mężczyzny zwisają dwie końcówki przeciętego sznura, który wcześniej, gdy był
bity, krępował mu ręce. Drugi z powieszonych ma kompletne, ale podarte i brudne
od krwi ubranie. Wpatrując się w zdjęcie można zobaczyć liny, tylko przerzucone
przez konary i zawiązane gdzieś w ciemności.
Abel Meeropol mieszkał i uczył w szkole średniej na Bronxie w Nowym Yorku,
paręset kilometrów od miejsca, gdzie Lawrence H. Beitler zrobił zdjęcie z
linczu, którego ofiarami byli Thomas Shipp i Abram Smith. Fotografia była
zresztą już historyczna, gdyż lincz miał miejsce sześć lat wcześniej. W rekcji
na obraz napisał wiersz. Wiersz o dziwnych owocach.
Strange Fruit
Southern trees bear strange fruit,
Blood on the leaves and blood at the root,
Black bodies swinging in the southern breeze,
Strange fruit hanging from the poplar trees
Pastoral scene of the gallant south,
The bulging eyes and the twisted mouth,
Scent of magnolias, sweet and fresh,
Then the sudden smell of burning flesh.
Here is fruit for the crows to pluck,
For the rain to gather, for the wind to suck,
For the sun to rot, for the trees to drop,
Here is a strange and bitter crop.
(Dziwne owoce dźwigają drzewa na południu.
Krew spływa po liściu, krew spływa po korzeniu
Czarne ciała huśtają się w południowych wiatrach
Dziwne owoce zwisają na topolowych konarach.(…)
Meeropol nie podpisał wiersza własnym nazwiskiem, przybrał pseudonim Lewis
Allan. Dlaczego? Czego się obawiał? Odpowiedz jest niestety dość banalna. Jako
Lewis Allan nie był postrzegany jako żydowski poeta. To co anglosaskiemu poecie
Lewisowi Allanowi opinia publiczna wybaczy, żydowskiemu Ablowi Meerpolowi nie
ujdzie na sucho.
Dziwne owoce stały się szybko znanym protest songiem, za sprawą tekstu oraz
wspaniałej Billie Holiday, która wykonała go po raz pierwszy w 1939 r., miesiąc
przed napaścią faszystowskich Niemiec na Polskę.
Jeśli przez wiele dni będziesz oblegał miasto i walczył z nim, nie zetniesz
jego drzew podkładając siekierę, bo będziesz spożywał z nich owoce. Dlatego ich
nie zniszczysz. כִּי
הָאָדָם עֵץ הַשָּׂדֶה Czy jak człowiek jest drzewo na polu,
byś je oblegał?(Powt. 20.19)
Jest to fragment, w którym Tora wskazuje na podobieństwo ludzi i drzew. Takie
samo porównanie występuje zresztą w wielu innych kulturach i religiach.
Drzewo łączy dwa światy -
jego korzenie są głęboko w ziemi, niewidoczne dla oka, ukryte, splątane,
czerpiące wodę i inne substancje głęboko z wnętrza materii, natomiast korona,
gałęzie i konary sięgają chmur i niebios. Owoce, które drzewo rodzi pozostają
pomiędzy. Podobnie człowiek, z jednej strony uczepiony materialności i
fizyczności, poprzez zależności, których sam nie jest świadom, a które nieraz
mają nad nim władzę. Z drugiej strony, wznosi się na najwyższe sfery ducha i
transcendencji. To co tworzy, tworzy tu, pomiędzy duchem a materią.
„כִּי הָאָדָם עֵץ הַשָּׂדֶה”
można przetłumaczyć tak, jak to czyni Raszi: Czy jak człowiek jest drzewo na
polu? Czy drzewo jest jak człowiek, jak wróg, którego miasto oblegasz? Skoro
nie, to jest niewinne, neutralne. Nie ono jest celem oblężenia, więc nie wolno
go krzywdzić. Należą mu się specjalne prawa, które nie przysługują ludziom.
Ale można, również , przetłumaczyć tak jak Ibin Ezra: ponieważ (ze względu na)
człowieka są drzewa na polu, czy będziesz je oblegał? Drzewo, które daje owoce
i żywi człowieka, jest podstawą jego życia. Człowiek jest od niego uzależniony,
tak jak od wody czy powierza. Nie wolno go niszczyć, gdyż wtedy jakby samemu
sobie podcinało się korzenie. Drzewo jest „ze względu na”, jest dla człowieka.
Zostało stworzone, aby on mógł żyć.
Jakie więc ono jest?
Czy jest spoza naszego ludzkiego świata? Stoi obok, rodzi owoce, szumi
gałęziami i rośnie do nieba, i nie czyni nikomu krzywdy, jak to niestety mają
ludzie w swojej naturze. Czy też ma za zadanie żywić, dbać i chronić istotę
ludzką? Skoro dostało swoją misję, to musi ją wypełniać. Nie na darmo kiedyś w
pewnym ogrodzie rosło Drzewo Życia, którego owoce dawały nieśmiertelność.
W traktacie Chulin (139b) pada pytanie: gdzie możemy odnaleźć Hamana w Torze?
Wiadomo, że zły Haman, uosobienie nienawiści do żydowskiego narodu, występuje
wielokrotnie w Księdze Estery, ale żeby w Torze? Talmud wskazuje na zdanie w
Księdze Rodzaju, gdzie czytamy: „המן
העץ Z drzewa, z którego
zakazałem wam jeść, jedliście?” (3,11). המן
- można odczytać jako „z”, ale również jako imię „Haman”. To zestawienie
niedoszłego mordercy Żydów z drzewem rzuca cień, sieje wątpliwość, czy na pewno
jest ono bez skazy?
Co począć z tymi drzewami, które nie pozostają neutralne, które biorą udział w
ludzkich waśniach i nienawiściach, w wojnach i pogromach? Czy dalej pozostają
bezstronne? Co gdy zamiast życia niosą śmierć, kiedy rodzą „dziwne owoce”?
Jest taki midrasz do parszy Noach. Nieprzypadkowo właśnie do tej parszy, która
opowiada, że kiedy Bóg zesłał wody potopu i oprócz ludzi, i zwierząt zatopił
także drzewa, i inne rośliny. Ludzie zginęli bo grzeszyli, zwierzęta bo z nimi
grzeszyli ludzie, a drzewa? Drzewom ludzie oddawali cześć, były dla nich
bałwanami, przed którymi składali pokłony i ofiary.
Rabi Eleazar powiedział: Nikt nie zostanie bez rozliczenia za (krzywdę którą)
wyrządził innemu. Rabi Natan powiedział: Nawet wilk i pies. Raw Huna ben Gorion
powiedział: Nawet kij i rzemień, jak jest napisane: „Jego ciężkie jarzmo i
drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy złamałeś jak w dniu porażki
Madianitów” (Izajasz 9.3). Rab Aha powiedział: Nawet drzewa nieowocowe będą
miały swój sąd i rachunek. Rabini wnioskują to z wersu: „כִּי הָאָדָם עֵץ
הַשָּׂדֶה” (jak człowiek
jest drzewo na polu), tak jak człowiek będzie miał swój sąd i rachunek, również
drzewo musi mieć swój sąd i rachunek. (Midrasz Raba 26.6)
Więc jednak! Drzewo też spotka sędziego. Nie zostanie mu wybaczona obojętność i
nieczułość w chwili, gdy przez jego konary tłum przerzucał liny zakończone
pętlą. Na zdjęciu, które oglądał Abel Meeropol, drzewo nie stoi z boku, góruje
nad tłumem. Jego pień wygląda jak wielkie monstrum, które w swych straszliwych
łapach trzyma swoje ofiary. Ludzie stoją i patrzą jak potwór będzie pożerał
zdobycz. „Przewodnik”, jak pracownik zoo, prowadzi nas do klatki z lwami, aby
pokazać jak bestia spożywa swój posiłek. Starsza kobieta odwraca twarz, nie
chcąc oglądać tej sceny. Zeszło się całe miasteczko, już bezpieczne, im już nic
nie grozi, to nie oni wpadli w łapy potwora. Palą papierosy, rozmawiają, śmieją
się, szukają miejsca by wszystko dobrze widzieć. Są widzami a nie aktorami, jak
moglibyśmy sądzić.
Również pan Włodek klnie na to wirtualne drzewo co chwyciło swoją gałęzią
biedną gwiazdę Dawida, złapało symbolicznego Żyda i to akurat na jego, czy też
na naszej ścianie. Przeklęte drzewo, czy nie mogło sobie wybrać innego muru,
albo wybrać sobie mniej kłopotliwą ofiarę, jakiś klub piłkarski czy partię
polityczną?
Ale one również staną przed sądem.
Tomek Krakowski
/jewish.org/
|