Żałoba |
T I S Z A_B' A V | |
20.07.2009. | |
W ostatni Szabas, Szabas Chazon, miałam wyjątkową okazję i zaszczyt uczestniczyć w wykładzie prowadzonym przez dr Lise Aiken - wybitną psycholożkę, autorkę wielu książek dotyczących żydowskiego spojrzenia na małżeństwo, stosunki międzyludzkie, a także modlitwy, żałoby, problemów związanych z tożsamością. Wiele z poniższych tez i myśli pochodzi z tego wykładu.
Czym była Świątynia? Czemu służyła? I dlaczego wciąż, po dwóch tysiącach lat, opłakujemy jej zburzenie? Jakże ciężko poczuć w Tisza BeAw prawdziwy smutek, żal. Naturalny jest płacz, gdy widzi się zwłoki ukochanej osoby, ale żałoba nad zburzonym tysiące lat temu budynkiem jest trudna do pojęcia. Jeśli jednak zamyślimy się przez chwilę nad tym, czym w rzeczywistości była Świątynia dla Żydów, łatwiej nam będzie odnaleźć w tej tragedii osobisty wymiar - i właściwie przeżyć ten dzień. Świątynia była miejscem centralnym w religijnym życiu Żydów. Była miejscem, w którym najpełniej można było "poczuć" obecność Szechiny, w którym Żyd mógł, poprzez złożenie ofiary i szczerą modlitwę, odbudować swój związek z Bogiem. Obecność Boga w życiu Żydów była prawie namacalna, pewna i dostępna dla każdego. W języku hebrajskim słowo ofiara - korban - pochodzi od rdzenia karaw, który związany jest z bliskością, zbliżaniem się. Ofiara była środkiem duchowego zbliżenia się do Boga, tak jak grzech jest przyczyną oddalenia. Sam akt złożenia ofiary nie był jednak wystarczający - musiał mu towarzyszyć akt skruchy i gorąca modlitwa. Był zatem bardziej symbolem, punktem wyjścia dla duchowego oczyszczenia. Co się stało wraz ze zburzeniem Świątyni? Czy skończylo się jedynie składanie ofiar? Wraz ze zburzeniem Świątyni, Szechina - Boża Obecność, odeszła. Jerozolima jest jak wdowa - opłakująca ukochanego Męża, który ją opuścił. Żydzi zostali zmuszeni do opuszczenia swojej ziemi, do wędrowania po świecie. W ich zyciu zagościła pustka - doświadczenie bliskości Boga nie było już tak łatwo dostępne. Gdy żydowscy żołnierze dotarli pod Kotel (Zachodni Mur), w czasie Wojny Sześciodniowej, wielu z nich płakało. Dotarli do miejsca, o którym ich dziadkowie opowiadali, które było dla nich święte. Żołnierze widzieli miejsce, które opłakiwali w Tisza beAw, o którym codziennie wspominali w modlitwach. Wśród nich był także żołnierz niereligijny - on również płakał. Zapytano go - "Dlaczego płaczesz? Przecież nie jesteś religijnym Żydem" - "Płaczę, bo nie mogę pojąć, dlaczego inni płaczą". Warto zapłakać także i nad tym, że już nie wiemy, czym tak naprawdę była Świątynia. W słynnej opowieści chasydzkiej wnuk pewnego rebe bawił się z kolegami w chowanego. Znalazł wyśmienitą kryjówkę, w której czekał w napięciu i podnieceniu. Jednak po jakimś czasie zauważył, że wokół zrobiło się pusto, koledzy pobiegli bawić się gdzieś indziej. Zapłakany pobiegł do dziadka, a na pytanie o powód smutku, odpowiedział: "Nie płacze dlatego, że mnie nikt nie znalazł, ale dlatego, że nawet nie próbowali mnie szukać!". Rebe w zamyśleniu powiedział: "Właśnie tak czuje się Bog: ukrył Swą Obecność przed nami, a my nawet nie próbujemy Go odnaleźć". W Tisza beAw nie opłakujemy zburzonego budynku, nie opłakujemy braku możliwości zabijania zwierząt na ofiary - oplakujemy odejście Szechiny, pustkę w naszym życiu, nasze osierocenie i brak bliskości z Bogiem. Każdy z nas może odnaleźć w tym własny ból i smutek. Każdy z nas może zapłakać, błagając Ojca, by nas do Siebie przygarnął, by wrócił. Wierzymy bowiem, że już niedługo Jerozolima będzie się radować, a Szechina powróci do niej. Jest ona bowiem jak wdowa w jej bólu i żalu, lecz wdową nie jest - jej Ukochany odszedł tylko na chwilę i powróci, jeśli tylko nie zaprzestaniemy opłakiwać Jego odejścia i błagać Go o powrot. Rochel Joanna Czopnik |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl