POLUB NAS :)

facebook.jpg

Nasz You Tube

ytube.jpg

KONTAKT

BIURO

Fundacja Synagoga Nowa

PIC 913955244
2016-04-04_101608.jpg

The National Library of Israel

library1.jpg

Posen Library

KLIK library.jpg

Kalendarz

  calenda1.jpg

Bar Micwa Ryana

Kliknij TUTAJ rayan2.jpg

Blog Leona Jedwabia z Australii

Moja podróz przez Holokaust

jedwab2.jpg 

erec.jpg

Koszerne produkty

kosher4.jpg

 

Chabad

chabad.jpg
wikipardes.jpg

JUDAICA

magen_1.jpg

Szalom TV

szalomtv.jpg

KOL POLIN

Rosz Haszana i Czulent .....  Email
28.08.2010.

Rosz Haszana i Czulent - czyli, to co jest między mężem, a żoną

Chyba największe zdziwienie chrześcijan budzi topografia żydowskiego Nowego Roku. Jak można „sylwestrować” jesienią? Zima, noc, świat zasypany śniegiem, kulig, dzwoneczki przy saniach, salwy petard i gromkie „do siego roku!”... A tu nic z tego! Jesienne, skupione, nieco smutne hebrajskie „szana towa”. Nie ten czas, nie ten aromat. Cóż, żydowski Nowy Rok nie jest czasem zabaw. Jego nastrój jest daleki od beztroski karnawału - pisze Jakub Skrzypczak.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że jest to smutne święto. Rosz Haszana to czas sądu nad światem, czas pokuty i powrotu – tszuwy. Stąd wynika to delikatne napięcie między smutkiem a powagą – łagodzone nadzieją.

Judaizm rozróżnia dwie kategorie grzechów. Jedne, to wykroczenia przeciwko Stwórcy, drugie - przeciw bliźnim.

O ile pojednanie z Bogiem dokonuje się na drodze osobistej refleksji, żalu i postanowienia poprawy, o tyle grzech przeciwko drugiemu człowiekowi pociąga za sobą o wiele bardziej skomplikowany mechanizm ordo penitenciare.

Ani Bóg, ani żaden Jego „ziemski namiestnik” nie jest w stanie odpuścić winy wobec bliźniego. Stąd też powinniśmy osobiście pojednać się z każdym człowiekiem którego skrzywdziliśmy, lub którego moglibyśmy nawet nieświadomie urazić.

Mawiamy: „slicha umechila” (przepraszam i proszę o wybaczenie). Pamiętać jednak należy, by te dwa magiczne słowa towarzyszyły nam zawsze, nie tylko w okresie Jesiennych Świąt, nie tylko w stosunku do bliźnich, ale może właśnie, przede wszystkim w stosunku do bliźniości najbliźniejszej z bliźnich – między mężem i żoną.

Kilkanaście lat temu, w okresie między Rosz Haszana a Jom Kipur, usłyszałem pewną śliczną historię kuchenną. Będzie to dobre interludium w naszej historii kulinarnej, a jednocześnie wprowadzenie w noworoczno – pokutny nastrój.

Mamy taką oto scenkę: Dwa dni do Rosz Haszana. Rebecyn uwija się w kuchni, przygotowuje noworoczne przysmaki. Posiekała już karpia na gefilte fisz, namoczyła fasolę na czulent. W tym czasie rabi, w drodze do domu, wybrał się na łowy do supermarketu.

Wieczorem postanowili napić się herbaty. Niestety, zmęczona i rozkojarzona żona upuściła filiżankę, a rozdrażniony mąż palnął jakąś ludową sentencję o słoniu w składzie porcelany. Biednej kobiecie stanęły w oczach łzy.

Wydawać by się mogło, że nic wielkiego się nie stało. Biorąc pod uwagę ogólne zmęczenie i rozdrażnienie małżonków, wydaje się, że mieliśmy tu do czynienia z błahym, nieistotnym, acz zupełnie zbędnym zgrzytem małżeńskim. Problem jednak w tym, ze w okresie noworocznym powinniśmy się wzajemnie przepraszać, a nie sprawiać przykrość, powinniśmy wychodzić wyżej na drabinie spirytualnej... Teraz na dwa dni przed Rosz Haszana, przez własna małoduszność, rabi spadł na łeb na szyje o kilka stopni niżej.

Następnego dnia (a było to juz na dzień przed świętem), sytuacja powtórzyła sie. Tyle ze tym razem, rebecyn przez nieuwagę rozbiła cala zastawę obiadową!

Nasz rabi nie był Naczelnym Rabinem Republiki, ani nawet Naczelnym Rabinem Miasta. Był to zwykły rabin, skromny i ubogi. Nie posiadał rodowej zastawy, ani nawet wykwintnej zastawy na święta. Talerze, które rozbiła zona, były jedynymi jakie posiadali.
Co na to jej mąż? Otóż mąż... zrozumiał. Zrozumiał ze rozbicie talerzy to... cud. Cud, a jednocześnie następna, może ostatnia przed Rosz Haszana szansa na poprawę.

Przytulił mocno żonę, pocałował w czoło i przeprosił. ...slicha umechila.

Sprawy między mężem a żoną mają w judaizmie niezwykle doniosłe znaczenie. Na początku porannej modlitwy , codziennie powtarzamy pewien fragment z Talmudu z traktatu Senchedryn. Wymienia się tam bardzo ważne micwot – przykazania. Początek jest następujący:

“Oto rzeczy, których owoce człowiek spożywa w tym świecie, lecz smakuje dopiero w świecie przyszłym. Są nimi: cześć dla ojca i matki, uczynki miłosierdzia, gościnność [...]”
Ale koniec tej modlitwy ma przynajmniej dwie wersje. W modlitewnikach aszkenazyjskich, kończy się tak:
“[...] czynienie pokoju między człowiekiem a jego bliźnim, zaś nauka Tory stoi za to wszystko.”
Natomiast w modlitewnikach chasydzkich i sefardyjskich, czytamy:
“[...] czynienie pokoju między człowiekiem a jego bliźnim, oraz między mężem a jego żoną, zaś nauka Tory stoi za to wszystko.”

Cóż, widać chasydzi i sefardyjczycy przywiązują większą wagę do szalom bajt – konstytuującego żydowskie życie pokoju domu. A może po prostu uważają, że pojęcie “żony” nie zawiera się w pojęciu “bliźniego”, jest czymś bardziej skomplikowanym, a co za tym idzie wymykającym się podstawowym kategoriom i wymagającym specjalnego podkreślenia?

Tak czy owak, ten fragment zdaje się być świetnym mottem do rozdziału poświęconego czulentowi, bo czulent jest jak żydowskie małżeństwo, i jak żydowska rodzina. A jeśli chcecie wiedzieć jak wygląda żydowski dom – wystarczy, jeśli zrozumiecie jak się przyrządza czulent.

Zadzwonił do mnie znajomy, redaktor miesięcznika poświęconego turystyce, podróżom i geografii.

- Cześć! Tu Adam. Mam problem! Mamy teraz “Dni kuchni bawarskiej”. Nasza gazeta objęła częściowo patronat nad tą imprezą. Mam się zająć grupą ponoć bardzo ważnych i dostojnych Bawarczyków. Będziemy ich gościć przez dwa dni, trzeba dać im coś do jedzenia. Chodzi o to, żeby to było coś ekstra... Wiesz, ja się specjalizuję w Dalekim Wschodzie i Oceanii, kompletnie nie mam pojęcia co mogłoby smakować Bawarczykom. Wykluczam dania kuchni bawarskiej, to mają u siebie. Myślałem, żeby przygotować im coś naszego...
- Mówisz naszego? I pewnie marzysz o podbiciu ich czeluśniackich, olbrzymich serc?
- No właśnie.
- Zrób im, więc czulent. Dodaj do niego kawał boczku i dobrą wędzoną kiełbasę. I nie zapomnij o piwie!
- Wieprzowina do czulentu? Czy to jakoś.., no wiesz, nie zbezcześci tej potrawy?
Adam należy do kategorii ludzi nie praktykujących, acz podejrzewających, że “coś tam musi być po tej drugiej stronie”. Wątpiący ateista z wrażliwym żydowskim sercem. Jego skrupuły wcale mnie nie zaskoczyły.
- Ależ skąd! Czulent jedynie możesz zbezcześcić, dodając do niego suszone śliwki. Czulent, to w końcu nie bigos. Poza tym, jeśli twoi Bawarczycy są bawarskimi Żydami – sami splugawią swoje koszerne żołądki czulentem z wieprzowiną.
- OK. Trochę mnie uspokoiłeś. Rozumiem, że mogę liczyć na twoją pomoc.
- Naturalnie. Tylko pamiętaj, że z tą wieprzowiną żartowałem, zrobimy oczywiście porządny czulent na wołowinie. Kup:

• 1,5 kilograma wołowiny bez kości,
• 30 deko wędzonki wołowej,
• 2 kilo ziemniaków,
• 20 deko fasoli czerwonej,
• 20 deko fasoli “Jaś”
• 20 deko grochu,
• ½ kilo marchewki,
• główkę czosnku
• dwie duże cebule
• czerwone wino wytrawne
• sól, pieprz, majeranek, ziele angielskie i kolendrę.

- Nie zapomnij o piwie. Będę u ciebie wieczorem.
- Spokojnie, piwo już się chłodzi. Zatem do zobaczenia.

*

Adam stał na środku wielkiej kuchni i intensywnie wwąchiwał się w kawałek czerwonego mięsa. Robił to w taki sposób, jak psy, gdy wpadną na jakiś zapach, w ich mniemaniu, szczególnie interesujący. No proszę - pomyślałem, jak to kawałek mięsa może w człowieku wyzwolić dzikie atawizmy.

Gdy mnie w końcu zauważył, zupełnie nie zmieszany, uśmiechnął się szeroko i potrząsając mięsiwem jak jaskiniowiec, powiedział:

- Kiedy byłym u mojej nabożnej rodziny w Williamsburgu i jadłem tam czulent, to on cały pachniał jak to coś.
- “To coś”, to jest wędzonka.
- No właśnie, wędzonka. Oczywiście jak tylko się zjawiłem zrobiłem potworną gafę. Naturalnie chciałem się przywitać z panią domu i podałem jej rękę. Nigdy nie zapomnę jej wzroku! Lodowaty. Ale, za chwilę uśmiechnęła się i powiedziała: “Nie mamy takiego zwyczaju”.
- No widzisz, nic wielkiego. Przeżyłeś.
- Ech! Robią z igły widły. Uważam, że istotna jest intencja z jaką się dotyka kobietę, lub podaje jej rękę.
- Nie wiemy jakie kto ma naprawdę intencje. Ba! nie jesteśmy nawet do końca pewni własnych intencji względem innych – dlatego tradycja zaleca nam ostrożność. Ale zgadzam się z tobą, że najważniejsze są intencje. Otwórz piwo i umyj dokładnie wołowinę, potem potnij na duże plastry. Groch i fasolę namocz, a ja ci opowiem co się stało z intencjami pewnego rabina i jego ucznia.
- Dawno, dawno temu, za górami i lasami...
- Le chajim!
- Le chajim! Rabi Szymon bar Jochaj wędrował ze swoim uczniem do Jerozolimy. Po drodze przydarzyła im się już jedna nieprzyjemna historia. Kiedy wyszyli z Cfat, na południe, w kierunku Jerozolimy, po dniu wędrówki znaleźli się nie wiedzieć jak, na lewym brzegu Jordanu, tuż przy potoku Jabbok. Dodatkowo irytującym był fakt, że wyszli z Cfat rano, a gdy przybyli nad Jabbok było wczoraj...
- Jak to? Czas szarpnął do tyłu?
- Coś w tym stylu. Pamiętaj, że Szymon bar Jochaj to największy kabalista i cudotwórca okresu talmudycznego. Potrafił rozmawiać z ptakami, znał mowę rzek i gór, potrafił przemieszczać się w przód i w tył, tak w czasie jak i w przestrzeni.
- Poczekaj. Pokroiłem mięso, co teraz?
- Mięso obsmaż na patelni. Bez soli i przypraw. Podlej winem. Niech się delikatnie w nim dusi. Czerwone wino Akiva Eiger jest do tego wyśmienite. Nie nadaje się co prawda do picia, ale mięso wybornie się w nim trawi. W tym czasie obierzemy ziemniaki.
- Rabin i jego uczeń dotarli nad potok Jabbok. To zdaje się tam Praojciec Jakub stoczył walkę z Bogiem? Co było dalej?
- Tak. Dokładnie tam. Na prawym brzegu Jabbok, Jakub miał sen o drabinie, a potem mocował się z Bogiem. Notabene, nasz rabi Szymon jest uznawany przez tradycję za autora mistycznej Księgi Zohar, a największy komentarz do tej księgi napisał w pierwszej połowie XX w. rabin Baruch Aszlag i nazwał go właśnie Sulam Jaakow, czyli Drabina Jakubowa. Otóż nad potokiem Jabbok, a był on wezbrany i rwący, bo właśnie zaczęła się zima, czas ulewnych deszczów, stała młoda dziewczyna. Uczeń rabiego zauważył, że jest bardzo piękna, ale też skąpo, a zatem nieskromnie, ubrana. Spacerowała bezradnie wzdłuż rwącej wody, nie wiedząc jak przedostać się na drugi brzeg. Ku zaskoczeniu ucznia, rabi Szymon podszedł do niej i uśmiechnąwszy się przywitał. Następnie złapał dziewczynę w pasie i posadził sobie na ramionach. Dał znak uczniowi i ruszyli przez rwący potok. Na drugim brzegu dziewczyna podziękowała rabiemu i oddaliła się do swojej osady.

Maszerowali w milczeniu już dobrą godzinę. Uczeń nie śmiał zapytać rabiego o jego, jakże niekonwencjonalne zachowanie. Nie dawało mu to spokoju. Przecież, nawet nie podajemy ręki obcej kobiecie na powitanie, a rabi objął tę półnagą dziewczynę i jeszcze sobie wsadził na plecy! – myślał.

Uczeń szedł kręcąc głową i drapiąc się po niej. Widać było, że coś go gryzie. Pod wieczór rabi Szymon zapytał:

- Widzę, że coś cię trapi. Wyjawisz mi powód?
Wówczas uczeń opowiedział mu o swoich wątpliwościach. Rabi uśmiechnął się i rzekł:
- Widzisz Jehuda, ja tę dziewczynę przeniosłem przez rwący potok i zajęło mi to raptem chwilę. Ty zaś, niesiesz ją cały dzień.
- Cha, cha, celna riposta – zaśmiał się Adam znad garnka z obranymi ziemniakami – ale mam wrażenie, że słyszałem tę opowieść będąc w Tybecie i dotyczyła Buddy, a nie Szymona bar Jochaja.
- To bardzo możliwe! A co? Czy w Indiach nie ma rwących strumieni, albo młodych dziewcząt, które nie potrafią przedostać się na drugi brzeg? No i przede wszystkim, czy Budda byłby takim bigotem że nie pomógłby dziewczynie?
- Masz rację. Dopisuję rabiego Szymona do listy moich ulubionych mistrzów buddyjskich! Ziemniaki obrane. Co robimy dalej? Czy mi się wydaje, czy zapomniałem kupić kaszy?
- Nie, nie zapomniałeś. Po prostu ci jej nie podałem w spisie produktów. Większość ludzi dodaje do czulentu kaszę, najczęściej pęczak. Ja tego nie robię. Nie lubię kaszy, poza tym czulent z kaszą wygląda na drugi dzień jak lepka, gęsta breja. To jest przepis na czulent bez kaszy, za to z tartymi ziemniakami. Zetrzyj połowę ziemniaków na drobnej tarce.
Czulent z tartymi ziemniakami jadłem tylko raz w życiu. Miało to miejsce w jerozolimskiej Mea Szearim na objedzie u rabina I. Schwarca, aleksandrowskiego chasyda. Był wyśmienity. Uznałem, że jest to widocznie stara i mało rozpowszechniona tradycja tej grupy chasydów, gdy całkiem niedawno przeczytałem przepis na mój ulubiony czulent w “Kuchni mamy Soni” autorstwa Gołdy i Janusza Tencerów. Rabi Schwarc wywodzi się z Aleksandrowa Łódzkiego, zaś rodzina Tencerów z Łodzi. Mimo swoich nieukrywanych sympatii pro galicyjskich, jestem od tej pory wielkim admiratorem łódzkiej szkoły gotowania czulentu.
- Teraz musimy znaleźć odpowiedni garnek. Musi być szczelny. Nasze prababki uszczelniały czulentowy garnek wciskając ciasto między pokrywkę a brzeg garnka. Mam nadzieję, że masz coś bardziej nowoczesnego?
- Jasne. Może być szybkowar?
- Oczywiście. Teraz pokrój jedną cebulę na talarki i podsmaż. Na dno garnka wkładamy podpieczoną i podduszoną wołowinę, następnie fasolę, groch, marchewkę i obrane ziemniaki pokrojone na ćwiartki.
- Układamy to warstwami?
- Tak. Pomiędzy warstwy wrzucaj podsmażoną cebulę. Zaś w samym środku garnka umieść drugą, nie pokrojoną. Dodajemy starte ziemniaki i uzupełniamy wszystko wodą.
- A co z przyprawami?
- Dodajemy je właśnie teraz, ale tylko sól, pieprz i ziele angielskie. Możesz jeszcze wrzucić liść laurowy. Majeranek, kolendrę i czosnek dodamy na końcu, żeby nie straciły aromatu.
- No właśnie, co z tą kolendrą? Wydawało mi się, że dodaje się ją głównie do kiszonych i konserwowych ogórków.
- Racja. W Europie jest mało popularna. Używają jej Żydzi sefardyjscy szczególnie ci mieszkający od Persji po Bucharę i posługujący się w mowie potocznej farsi.
- Farsi, to coś jak nasz jidysz?
- Tak, to dialekt judeo-perski. Myślę, że nie będzie wielką herezją, jeśli do naszego aszkenazyjskiego czulentu wrzucimy parę ziaren orientalnego coriandrum sativum, szczególnie, że jest świetnym katalizatorem pomagającym organizmowi przyswajać skrobie, w które nasz czulent jest bogaty. Poza tym nadaje potrawie świeży i przyjemny aromat.
- Zrobione. Jeszcze coś?
- Owszem. Teraz podaj mi “to coś”.
- ?
- To coś , co tak intensywnie wąchałeś kiedy przyszedłem.
- Aa! Wędzonka!
- Pokroimy ją w kostkę. To są takie kostki zapachowe do czulentu. Jak zacznie się gotować, zapach będzie zniewalający. Z trudem można się powstrzymać, by nie zacząć jeść na wpół surowego czulentu. Najwspanialszą wołową wędzonkę można dostać w Budapeszcie, w starej dzielnicy żydowskiej na Kozinczy.
- Kozinczy? Czy to nie tam mieszka twój wuj? Pamiętam jak oglądaliśmy jego kolekcję moździerzy i młynków do pieprzu!
- To dokładnie tam. Jak wychodzisz z kamienicy wuja Ćmïela, musisz skierować się w dół ulicy. Niedaleko przed skrzyżowaniem z Dob zobaczysz niewielki szyld:

 

- Mimo tak szumnej nazwy, jest to mały sklepik z wędliną, prowadzony przez węgierskich chasydów. Za sklepem mieści się niewielka wędliniarska manufaktura, produkująca wspaniałe salami, kiełbasy, parówki, no i oczywiście rzeczoną wędzonkę, na potrzeby tamtejszej wspólnoty pobożnych.
- Pamiętasz, twój wuj wspominał, że stacje kolejowe w PRL-u zawsze kojarzyły mu się z oneg szabat (aromatem szabatu).
- Tak, pamiętam. To dość śmiałe porównanie. Szczególnie, że wujowi chodziło o zapach fasolki po bretońsku, który nieodmiennie unosił się z barów dworcowych. Trzeba przyznać, że był to nieraz, faktycznie, zapach nieźle skomponowanego czulentu.
Popadliśmy w kilkusekundową nostalgię za minionym PRL-em.
- Teraz, nasz czulent pogotuje się na wolnym ogniu jakąś 1 - 1,5 godziny.
- Myślę, że możemy się w tym czasie oddalić i uraczyć, tym wyśmienitym bawarskim białym piwem. Wspominałeś kiedyś, że czulent jest jak żydowskie małżeństwo...
- Tak, naturalnie! Poczekaj, ma tak wiele odniesień do małżeństwa, że muszę sobie przypomnieć to najistotniejsze.
- Chcę znać wszystkie. Wiesz, że mnie samego niebawem to czeka. Chcę wiedzieć w jaki “czulent” się pakuję.
- W porządku. Nie przesadź tylko z tym wyśmienitym białym bawarskim piwem, bo niewiele zrozumiesz z tego co powiem.
- Kabała?
- A, owszem. Kabała.
- Małżeństwo to zawsze niezła kabała...
- Izaak Bashevis Singer mawiał, że recepta na dobrą prozę jest następująca: rozdziały muszą być równe, zawierać przybliżoną gramaturę informacji. Czulent jest jak powieść. Jej trzy rozdziały, to mięso, strączkowce i ziemniaki. Powinno być ich po równo. Cała reszta: marchewka, cebula, przyprawy, są jak znaki interpunkcyjne, paginacje, marginesy i całe to formatowanie tekstu, żeby wszystko ładnie wyglądało.
- Dobra. Ale co to ma wspólnego z małżeństwem?
- Kluczowe słowo: równowaga. Czy wiesz co trzeba zrobić, by czulent był naprawdę dobry? Włożyć trochę serca. Oczywiście gotowaliśmy z wielkim oddaniem, ale z niczym nie da się porównać czulentu gotowanego le-kowed szabes, to znaczy z intencją i przeznaczonego na szabat. Jeśli coś kupujemy, lub przyrządzamy le-kowed szabes, wówczas dochodzi jeszcze jeden element, najcenniejsza przyprawa, keduszas szabes – świętość szabatu. A teraz napisz na kartce, po hebrajsku, “mąż”, a poniżej “żona”.
Zrobione. sya (isz), mąż i hsa (isza), żona.
- W Języku Świętym “isz” i “isza” wyglądają, jakby pochodziły z jednego rdzenia. Pierwszy tłumacz Biblii na łacinę, św. Hieronim, chcąc zachować ten delikatny niuans, wymyślił nawet nowe słowo na określenie kobiety. Gdy tłumaczy zdanie: “Mężem i żoną ich stworzył”, pisze “vir” - mąż, i “virago” – żona, zamiast po ludzku napisać “feminæ”, lub “mulier”. Zaś Adam, twój imiennik, ten pierwszy nominalista nazywający wszystkie rzeczy po imieniu, powiedział: “Hoc nunc os ex ossibus meis” (“Ta jest kością z moich kości”), po czym dodał z błogim uśmiechem: “...et caro de carne mea” (“...i ciało z ciała mego”). Na koniec podsumował: “...hac vocabitur Virago, quoniam de viro sumpta est” (“będzie się nazywała żoną, bo od męża pochodzi”).
- Zdaje się, że ks. Wujek, tłumacząc Vulgatę na język polski poszedł tym samym tropem i w myśl tylko sobie znanej, twórczej dowolności językowej, stworzył “mężynę”.
- I dzięki temu powstało piękne i twórcze tłumaczenie oddające wiele niuansów znaczeniowych zawartych w tekście oryginalnym. Nasze hebrajskie “isz” i “isza” są do siebie podobne, a jednocześnie różnią się.
- Mają dwie takie same wspólne litery – alef i szin.
- Naturalnie. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ kobieta i mężczyzna mają tę samą, ludzką naturę. Nas jednak interesuje czym się różnią.
- W słowie “isz” mamy literę jud , a w “isza” literę he . Zaraz... te dwie litery przecież tworzą Święte Imię Boga!
- No właśnie. A więc różnią się, a jednocześnie dzięki tej różnicy tworzą całość. Każde z nich posiada w sobie świętą literę Imienia, lecz dopiero razem, będąc w koincydencji...
- ...to znaczy w związku małżeńskim?
- Tak, będąc mężem i żoną tworzą Święte Imię. A teraz spróbuj napisać “isz” i “isza” wyrzuciwszy święte litery Imienia.
- Myślisz, że to jest bezpieczne?
- Na papierze, tak. W prawdziwym związku – to początek końca. I co ci wyszło?
- Wyszło słowo “esz” – “ogień”.
- Dokładnie tak. Jeśli w związku dwojga ludzi, nie mieszka Bóg, pozostaje tylko ogień, który wszystko trawi i niszczy. Nie ma miłości. Czasem, jest to jeszcze ogień popędu, ale i tak niezmiennie potem zostają tylko zgliszcza i popiół.
To ciekawe, hebrajskie “esz” oznacza “ogień”, natomiast w jidysz “esz” znaczy “popiół”.

 

- A na dnie tego popiołu leży nie diament, lecz get – list rozwodowy.

Pokiwaliśmy smutnie głowami i stuknąwszy się szklankami, wypełnionymi przednim bawarskim piwem, podreptaliśmy do kuchni całkowicie już zdominowanej przez zapach gotującego się czulentu.

Wciągnęliśmy głęboko do płuc wspaniałą woń....

Jakub Skrzypczak
/jewish.org.pl/
 

Pray for Izrael

200w.gif

Am Israel Chai !

AKIVA EGER

Czytaj TUTAJ

2a.jpg

 

Ambasada Izraela w Polsce

ambas1 (2).jpg

Hebrajski w Gminie

Chetnych do nauki

prosimy o kontakt

hebr2.jpg

15-activity Jewish community of Poznan

15c.jpg

15-lat naszej Gminy

tora.jpg

IRENA SENDLER-KONCERT

sendler.jpg

Codzienna Miszna

rapoport.jpg

Tajemniczy świat Żydów YTtajemniczy.jpg

 

oraz na  Facebooku

JEWISH.pl

 jewish.jpg

EC CHAIM

ec-chaim.jpg

Shavei Polska

shavei.jpg

Zydowski Instytut Historyczny

zih.jpg

C I H

3a.jpg
wirtualny.jpg

TSKZ

tskz.jpg

POLIN

Wirtualny spacer po wystawie stałej

polin.jpg

mhzp_logo_new3755.jpg

Muzeum Galicja

galicja.jpg
fdzz.jpg

nissenbaum.jpg

Trzemeszno

logo.jpg+ lista nazwisk

Kulmhof am Ner

kulmhof1.jpg Kliknij obrazek

Shimon Peres Funeral

simon2.jpg

Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl