POLUB NAS :)

facebook.jpg

Nasz You Tube

ytube.jpg

KONTAKT

BIURO

Fundacja Synagoga Nowa

PIC 913955244
2016-04-04_101608.jpg

The National Library of Israel

library1.jpg

Posen Library

KLIK library.jpg

Kalendarz

  calenda1.jpg

Bar Micwa Ryana

Kliknij TUTAJ rayan2.jpg

Blog Leona Jedwabia z Australii

Moja podróz przez Holokaust

jedwab2.jpg 

erec.jpg

Koszerne produkty

kosher4.jpg

 

Chabad

chabad.jpg
wikipardes.jpg

JUDAICA

magen_1.jpg

Szalom TV

szalomtv.jpg

KOL POLIN

Ziarenko prawdy....  Email
Nie tyle ważne, co kto mówi, ile – kto co mówi (mądrość ludowa). A mówi Bernard Mark, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego w latach 1949-1966, autor książki "Powstanie w getcie warszawskim na tle ruchu ruchu oporu w Polsce. Geneza i przebieg" (Warszawa 1953). Głosu udzielają mu Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum, autorzy książki "Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego" (Warszawa 2011), która jest przedmiotem niniejszego wywodu.

„Zgodnie z obowiązującą wykładnią powstanie miało być dziełem żydowskiej lewicy ściśle współpracującej z polskimi komunistami” – to teza, którą Mark lansował w swojej monografii o warszawskim getcie (odniesienia do innych niż Żydowska Organizacja Bojowa grup zbrojnych zostały tu „zmanipulowane lub w najlepszym wypadku zakamuflowane”; w artykule opublikowanym dwa lata wcześniej w „Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego” Mark wspomniał o Żydowskim Związku Wojskowym). W 1959 roku ukazała się nowa wersja monografii (Walka i zagłada warszawskiego getta), prostująca „wiele wcześniejszych niedorzeczności i przekłamań”. I dalej: „Autor złożył też coś w rodzaju samokrytyki, przyznając się do »błędnej interpretacji kilku podstawowych zagadnień«”.

Pierwsza praca Bernarda Marka o powstaniu w warszawskim getcie ukazała się w Moskwie w 1944 roku, ale – jak piszą autorzy – nie ma ona większej wartości poznawczej.

Mark okres okupacji spędził w ZSRR, nie znał getta i okupacyjnej Warszawy. Nie był też – o czym piszą autorzy – zawodowym historykiem. Kolejna, trzecia edycja książki, która ukazała się w 1963 roku, przyniosła kolejny zwrot akcji: w części poświęconej Żydowskiemu Związkowi Wojskowemu była pisana wyraźnie pod dyktando członków polskich organizacji konspiracyjnych współpracujących jakoby z ŻZW (o hochsztaplerach, którym Mark dał wiarę, traktuje duża część książki Libionki i Weinbauma).

„Ekonomiczne obchodzenie się z prawdą”

Co więc ma nam do przekazania badacz, który, powiedzmy, „ekonomicznie obchodził się z prawdą”? Owszem, cytując Bernarda Marka, autorzy w wielu miejscach odnotowują ginięcie dokumentów, przytaczanie bez nazwiska, ignorowanie świadectw. W jednej jednak kwestii ufają mu bezgranicznie – w sprawie dziennika Hilela Seidmana. Na potrzeby tego wywodu posługuję się wydaniem w jidysz, które pod tytułem Togbuch fun warszewer geto (Dziennik z getta warszawskiego) ukazało się w Buenos Aires w 1947 roku. A więc już w pierwszym zdaniu na  temat Seidmana – błąd. Autorzy piszą, że „zapiski” Seidmana, „opublikowane pierwotnie w języku hebrajskim”, ukazały się w 1946 roku w Argentynie. Nie. W 1946 roku ukazała się wersja hebrajska – w Palestynie (wcześniej dziennik był drukowany w odcinkach w wydawanej w Palestynie gazecie „HaBoker”).

Piszą autorzy, że dziennik przedwojennego działacza Agudy, który w getcie warszawskim był „zatrudniony w Judenracie, gdzie zajmował się archiwami” [pełnił funkcję kierownika archiwum Gminy Wyznaniowej Żydowskiej – A.C.], był „jednym z pierwszych tekstów powstałych poza kręgiem rewizjonistów, w którym doceniono ich wkład w wysiłek zbrojny getta”. Dalej: „Do dziś wiarygodność relacji Seidmana pozostaje kwestią sporną. Nie mógł on być uczestnikiem wielu opisywanych zdarzeń, jako że wydostał się z getta jeszcze w czasie trwania wielkiej akcji lub krótko po jej zakończeniu [tym odkrywczym stwierdzeniem zajmę się później – A.C.]. W wielu miejscach Seidman wyolbrzymia swoją rolę [jako żywo, nie odniosłam takiego wrażenia – A.C.], natomiast działania, w których niewątpliwie uczestniczył – przemilcza”. W przypisie mamy wyjaśnienie, że chodzi o współpracę Seidmana z „Gazetą Żydowską”.

Zły Seidman – samochwała, a w dodatku kolaborant (mniejsza z tym, że nie można porównywać „Gazety Żydowskiej” z polskimi gadzinówkami). Faktu współpracy z „Gazetą Żydowską” nie ukrywa Guta Sternbuch, koleżanka Seidmana jeszcze sprzed wojny, która we wspomnieniowej książce pt. Gutta: Memories of a Vanished World (Jerusalem 2005) pisze: „Hilel Seidman i ja pisaliśmy do »Gazety Żydowskiej«. […] W rezultacie niektórzy Żydzi oskarżali nas o kolaborację. Myśmy jednak pisali, choć z pewną ostrożnością, ponieważ uważaliśmy, że siła słowa może rozproszyć mrok” (s. 88).

Używając języka autorów, Seidman „przemilcza” jeszcze wiele rzeczy. Gdyby nie dedykacja na początku książki, w której wymienia on pomordowanych w Holokauście członków rodziny i swoich najbliższych, nie wiedzielibyśmy nawet, że Seidman miał narzeczoną. A przecież kochał, pewnie tęsknił, martwił się. I co – zmilczał to wszystko.

Kto fałszuje historię

„Bernard Mark całkowicie odrzucił świadectwo Seidmana jako »pełne fantazji i nieprawdziwych faktów«” (w książce Walka i zagłada...). Po pierwsze, autorzy najwidoczniej nie wiedzą, że już przed Markiem ktoś (kto?) zarzucił relacji Seidmana, że nie można w niej odróżnić prawdy od „całej masy fantazji, żurnalistyki i dygresji, które nie mają żadnej wartości faktograficznej”. Skoro nie wiedzą (w każdym razie nic o tym nie piszą), to i nie mogą polemizować z wysuwanymi przeciwko Seidmanowi argumentami.

Spuśćmy na to zasłonę milczenia. To nie przeszkadza autorom pisać jednocześnie, że 1) „źródło to potraktował poważnie” Raul Hilberg (Sources of the Holocaust Research: An Analysis, Chicago 2001); 2) „o autentyczności zapisów Seidmana przekonany był również przedwojenny literat i związany z rewizjonistami Ruben Feldschuh” (na marginesie: powołując się na Feldschuha, autorzy cytują drukowane fragmenty jego dziennika z warszawskiego getta; w książce nie znalazłam informacji, by korzystali z liczącego kilkaset stron oryginału, zapisanego drobnym maczkiem po hebrajsku, który dalej kurzy się w archiwach Yad Vashem). I trzeci „naiwny”: Mosze Zylberberg. W 1948 roku opublikował on na łamach ukazującego się w Monachium rewizjonistycznego pisma „Unzer Weg” artykuł pod wiele mówiącym tytułem Wer falszt di geszichte (Kto fałszuje historię). „Autor, przedwojenny rewizjonista z Lublina […], podejmował polemikę z tekstami osób negujących rolę Betaru z pozycji lewicowych i komunistycznych. W ocenie Zylberberga zamiast prawdy serwują oni coś w rodzaju »opowieści z 1001 nocy«”. Następnie autorzy sami przyznają, że „do zabrania głosu skłoniła Zylberberga konieczność obrony autentyczności dziennika Hilela Seidmana”...

Wierna oryginałowi edycja anglojęzyczna

Dziennik Seidmana jest przywołany jeszcze kilkakrotnie, zwykle z odpowiednim zastrzeżeniem: „zasygnalizowany wcześniej problem z wiarygodnością Seidmana” (s. 60), „nie licząc wątpliwej wartości dziennika Seidmana” (s. 326). Albo takie zdanie: „O kontaktach z Polakami na dworcu Warszawa Wschodnia wspomina również Mosze Zylberberg, a za nim Hilel Seidman” (s. 367). Natomiast chronologia jest następująca: dziennik Seidmana ukazuje się w roku 1946 (po hebrajsku) i w 1947 (w jidysz). Relacja Zylberberga – Wer falszt di geszichte – została opublikowana w roku 1948. Jak widać, dla autorów czas płynie wstecz. Dalej autorzy zajmują się przystąpieniem rewizjonistów do głównego nurtu oporu. Odwołują się do zapisku Seidmana z 6 stycznia 1943 roku (w wersji hebrajskiej to samo zapisano pod datą 7 stycznia). Wcześniej cytują, że rozdział ten nosi u Seidmana tytuł: „The Revisionist Army”. Wcale tak nie jest. W edycji w języku jidysz tytuł brzmi: „Rewizionistn farejnikt in widersztand” (Przystąpienie rewizjonistów do [głównego nurtu] ruchu oporu).

Uprzednio autorzy zastrzegli, że korzystali „z wiernej oryginałowi edycji anglojęzycznej The Warsaw Ghetto Diaries” (tłum. Yosef Israel Southfield, MI 1997). Cóż, korzystanie z tej edycji i niesięganie do oryginału daje rezultaty wcale zabawne. Wróćmy więc do tego, co Seidman pisze o zebraniu z udziałem rewizjonistów. Autorzy prezentują ten fragment „pomimo wątpliwości co do wiarygodności autora”.

„Po długich negocjacjach ustalono, by dr R. Feldschuh i dr Wodubinski [sic!] powinni organizować i prowadzić wspólny front z głównym nurtem oporu. Niestety, odkąd obaj zostali zatrudnieni poza gettem, trudno jest do nich dotrzeć. Ostatecznie zdecydowano, aby Aleksander Rozenfeld […] podjął negocjacje z tymi dwoma liderami. W międzyczasie Rodal Liewh [Lejb] i jego brat powinni zająć miejsca w ŻKN”.

Po pierwsze, w wersji angielskiej zapis brzmi: „Rodal, Liweh, and his brother”. Po drugie, zaznaczenie błędu w nazwisku Wdowiński ma – jak rozumiem – przemawiać na niekorzyść Seidmana, który nawet po śmierci w roku 1995 odpowiada za błędy i nieścisłości w tłumaczeniu,  jakie ukazało się dwa lata po jego zgonie. A nieścisłości w przytaczanym cytacie jest kilka (dodam, że w wersji jidysz nazwisko Wdowiński podane jest poprawnie). Tak brzmi ów fragment w tłumaczeniu z jidysz:

„Po dłuższych deliberacjach postanowiono, żeby zwrócić się do dra Reuwena Feldschuha i dra Wdowińskiego: niech zarządzą współpracę tzw. grupy rewizjonistycznej z komitetem ogólnym. Wymienieni mają też być przywódcami tej grupy. Brakuje bowiem kadry dowódczej. Doktor Feldschuh i dr Wdowiński przebywają gdzieś w szopach, a nie w 'małym getcie', gdzie koncentruje się robota, i dlatego kontakt z nimi jest utrudniony. Postanowiono, że Aleksander Rozenfeld, który jest »werkshutzmannem« (prócz tego pracuje w piekarni Kagana [prof. Nathan Weinstock pisze, że słynęła z dobrej reputacji, nie było wątpliwości co do jej koszerności – A.C.]) i może swobodnie się przemieszczać, ma nawiązać kontakt z wyżej wspomnianymi”.

Zabawiwszy się w grę „znajdź różnice”, przytaczam ostatnie zdanie z inkryminowanego fragmentu: „Tymczasem zostaje ustalone, że bracia Rodal i Seweryn Liwa mają przychodzić na posiedzenia ogólnego komitetu oporu”. Widzimy więc, że błędy w edycji angielskiej Autorzy nie tylko powtarzają, ale i twórczo rozwijają. Na marginesie: Seidman określa Liwę jako „młodego, utalentowanego pisarza”. Jest to zapewne ta sama postać, która w relacji Laskiera pojawia się – jako „Liba” – wśród przywódców Betaru zgromadzonych u niego na zakończenie sziwy [tygodniowej żałoby po śmierci] Żabotyńskiego (zmarł 4 sierpnia 1940 roku). Na relację Laskiera powołują się Libionka i Weinbaum.  A więc nie Rodal Liewh [Lejb], tylko bracia Rodal i Seweryn Liwa. I nie Żydowski Komitet Narodowy, tylko „ogólny komitet oporu” (jid. „algemejner widersztand-komitet”).

Po kilku tygodniach...

Dalej piszą autorzy, że „Seidman posługiwał się paragwajskim paszportem przesłanym ze Szwajcarii na nazwisko ojca jego przyjaciółki Guty Eizenzweig (po mężu: Sternbuch) i na jego podstawie udało mu się trafić na Pawiak w charakterze »obcokrajowca«”. Dalej: „Jego twierdzenie, jakoby to on był organizatorem zagranicznych dokumentów za pośrednictwem znajomości w Szwajcarii, jest całkowicie wyssane z palca”. Oczywiście, Seidman wyssał to sobie z palca. Dalej: „Równie dobrze tak samo może być w wypadku jego kontaktów z rewizjonistami, zwłaszcza że na Pawiaku znalazł się w czasie akcji likwidacyjnej lub krótko po jej zakończeniu”.

Na czym autorzy opierają swoje twierdzenie, że Seidman od dawna był na Pawiaku? Dowiadujemy się tego z przypisu: „W swojej autobiografii Guta stwierdza: »Kilka tygodni po moim uwięzieniu [17 VII 1942 r.] moja matka i dr Hilel Seidman zostali internowani na Pawiaku«”. Sięgnę na półkę po książkę Guty. Jest! Na stronie 107 czytamy: „And a number of weeks [podkreślenie A.C.] after my imprisonment, my mother and Dr. Hilel Seidman were interned in Pawiak”. A więc – „number of weeks”! Wiele tygodni, a nie „kilka tygodni” (ang., few weeks).

Chcąc poprzeć swoją śmiałą tezę, autorzy powołują się także na wywiad, który z Gutą Strenbuch przeprowadziła Barbara Engelking. Byłoby więc dobrze opublikować ten wywiad z  2002 roku (bardziej niecierpliwi mogą zatelefonować do Nowego Jorku, licząc, że pani Guta – ir cu lange jorn – sama im opowie).

Ziarenko prawdy

Dalej wszystko jest jak w dowcipie o pewnej Żydówce, którą sąsiadka oskarżyła przed sądem rabinackim o kradzież naczynia. „Panie rabinie! – mówi pozwana. – Ja od niej żadnego garnka nie pożyczałam, a poza tym ten garnek był dziurawy i ja go już dawno jej zwróciłam!”.  Seidman jest więc niewiarygodny, od dawna nie ma go w getcie, ale autorzy usiłują jednak doszukać się – jak piszą – „ziarenka prawdy”. Cytuję: „Wymieniony w tej relacji Aleksander Rozenfeld podobnie jak Seidman był współpracownikiem »Gazety Żydowskiej«. Jego udział w pracach ŻZW jest kilkakrotnie wzmiankowany; jego nazwisko pojawia się zarówno u Halperina, jak też, co mniej istotne, u Grynblatta. I znowu w naszej opowieści pojawia się Ben Szem [R. Feldschuh – A.C.] (w jego relacji cytowanej przez Lazara występuje nazwisko Seidmana – jest oczywiste, że jego dziennik był mu znany). W jego nekrologu podano, że był »dowódcą oddziałów bojowych w getcie«. Nie jest to prawdą, nie dlatego, że nie miał, a przynajmniej nigdzie nie ma o tym mowy, jakiegokolwiek doświadczenia wojskowego, a do walki nie predystynował go dość zaawansowany przecież wiek. Wątpliwości są dużo poważniejsze. Przeciwko twierdzeniom Seidmana wystąpił niezwykle ostro Dawid Wdowiński w […] liście do Lazara z marca 1969 r. Odżegnywał się od wszelkich kontaktów z Feldschuhem: »To kompletny fałsz [chodzi o opis Seidmana – D.L., L.W.]. Nigdy [podkreślenie Wdowińskiego – D.L., L.W.] nie widziałem Feldschuha w getcie ani nie miałem z nim kontaktu«. […] Czynił też Lazarowi wyrzuty, że świadectwo Seidmana przedkładał ponad jego własne”.

A w którym miejscu Seidman napisał, że Wdowiński widział się z Feldschuhem? Seidman napisał, że „postanowiono, żeby zwrócić do dra Reuwena Feldschuha i dra Wdowińskiego”. Nic nie pisze o tym, jaki był efekt tego postanowienia.

Paweł (Aszer?) (Aron?)

Autorzy poddają myśl, że Paweł Frenkel może być tożsamy z Aszerem Frenklem. Miło mi, bo też wpadłam na ten pomysł (dodam, że nie jestem historykiem, a zwłaszcza nie zajmuję się tematem Holokaustu; jestem natomiast dociekliwa, kiedy widzę, że ktoś próbuje wystrychnąć mnie na dudka). Piszą też, że nawet w kręgach zasymilowanych Żydów imię „Paweł” było rzadkie. Aszer – może być. Moshe Arens, lansujący Frenkla na przywódcę oporu w getcie warszawskim (Anielewicz jest już passé), w rozmowie, jaką mieliśmy latem ubiegłego roku, przyznał, że imię Frenkla pozostaje zagadką. A ponieważ nie wypada, żeby patron coraz większej liczby ulic w Izraelu miał na imię Paweł, wcielono w życie pomysł, aby nazwać go Abrahamem, gdyż wszyscy Żydzi to Abrahamowe dzieci. Cytuję: „[...] rewizjonista Mosze Zylberberg utrzymuje, że wśród rzeczników idei zbrojnego oporu, która zakiełkowała latem 1942 roku, byli Strykowski, Aaron Frenkel [tak w tekście – nie wiadomo, czy chodzi o Pawła, czy o Aszera Frenkla – D.L., L.W.], Białobarow oraz kompletnie nam nieznany Mordechaj Unzer”.

Strykowskiego i Arona Frenkla wymienia Seidman wśród uczestników spotkania opisywanego w rozdziale „The Revisionist Army”. Pojawia się tam także niejaki Mordechaj Unger, który – jak przypuszczam – może być Mordechajem Unzerem. Z tłumaczenia angielskiego, któremu zawierzyli autorzy, lista uczestników spotkania, niestety, wypadła (tłumacz musiał dojść do wniosku, że po co wymieniać nazwiska i pseudonimy, które nikomu nic nie mówią).

Obrzeża

W podrozdziale o znamiennym tytule „Obrzeża” autorzy piszą o trzech marginalnych grupach biorących udział w zbrojnym oporze. Są to: grupa Walewskiego, grupa „Piki” (szmuglerzy i półświatek) oraz Żydzi ortodoksyjni. Fragment dotyczący tych ostatnich zajmuje w książce całe pół strony (na ponad 600), więc zacytuję go w całości, z krótkim komentarzem.

„Chaim Lazar podaje, że w orbicie Żydowskiego Związku Wojskowego znaleźli się też ortodoksyjni Żydzi. Na podstawie, jak pisze, »naszych informacji« (niewykluczone, że zaczerpnął je od Rubena Feldschuha) dowodzi, że w bunkrze przy ulicy Nowolipie 30 znajdowała się grupa ortodoksyjnych Żydów (»Breslaw Chasidim«) – niektórzy z nich, kierowani przez jakiegoś Ungiera, nauczyciela Talmudu, wstąpili do ŻZW”.

Komentarz: Szymon Huberband podaje, że chasydzi bracławscy mieli swój „kibuc” na Nowolipiu 28. Skądinąd wiadomo, że pod tym adresem chasydzi bracławscy mieli przed wojną swoją modlitewnię. „Jakiś Ungier, nauczyciel Talmudu” może być owym tajemniczym Ungerem (Unzerem). Dalej: „W najnowszej publikacji na temat religijnych Żydów pojawia się postać rabina Josefa Alexandra Zemelmana”. Komentarz: nie trzeba było czekać na „najnowszą publikację” (autorzy nie podają, o jaki tytuł chodzi; przypuszczam, że o książkę Chaima Shalema Et la'asot l'hacalat Israel – Agudat Israel l'nochach haSzoa, Beer Szewa 2007), bo już u Seidmana postać rabina Zemelmana przewija się wielokrotnie. Dalej. „Był on jednym z młodych liderów Agudy w Polsce i sympatykiem syjonizmu, pełnił rolę rabina w Przedeczu, nieodległym od obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Miał przybyć do Warszawy jako uchodźca w listopadzie 1942 r. i uczestniczyć w naradzie rewizjonistów, podczas której podjęto decyzję o przystąpieniu do przygotowań obronnych”. Komentarz: Seidman nie wymienia rabina Zemelmana wśród uczestników narady, pisze natomiast, że wrażeniami ze spotkania podzieli się m.in. z rabinami Zemelmanem i Horowicem. A kim jest ten Horowic? To rabin z Ołyki (w angielskim tłumaczeniu: „of Ulica”), działacz Mizrachi, który – zgodnie z relacją Seidmana – razem z Zemelmanem walczył na barykadach powstania.

Dlaczego autorzy pominęli rabina Horowica? Bo był „z ulicy”? (G'woli sprawiedliwości dodam, że profesor Nathan Wienstock, który w roku 1998 wydał francuskie tłumaczenie pamiętnika Seidmana – Du fond de l'abîme – nie zdołał rozszyfrować tożsamości obu rabinów). I najważniejsze: dlaczego autorzy przemilczeli rolę gaona Menachema Ziemby, który (o tej sprawie, znanej z wielu relacji, powszechnie wiadomo na świecie, tylko nie w Polsce) dał teologiczną wykładnię motywującą do oporu zbrojnego: skoro nie można ocalić życia kosztem wyrzeczenia się wiary, to dobrowolne pójście na Umschlagplatz jest samobójstwem; ponieważ odbieranie sobie życia jest w judaizmie zakazane, w takiej sytuacji prawdziwym kidusz Haszem jest – walka zbrojna. Dalej: „Bracia Zylberbergowie mieli wykorzystywać go do szmuglowania broni. Cała ta sprawa jest jednak całkowicie niejasna”. Niejasna? Sam Adolf Berman pisał, że „w getcie chodziły pogłoski, iż działacz Agudy, rektor jeszywy na Pradze, rabin Menachem Ziemba opowiedział się pozytywnie za [podkreślenie Bermana – A.C.] zbrojnym powstaniem” (nie podam, gdzie tak napisał, bo taka ze mnie złośliwa małpa). Koniec rozdziału o Żydach ortodoksyjnych.

Aszer Frenkel ucieka z programu

Aszer Frenkel i Paweł Frenkel. Przypominając jeszcze raz, że „Seidmana najprawdopodobniej już w getcie nie było”, autorzy znów cytują rozdział „The Revisionist Army: „Dwóch młodych liderów Betaru, Aszer Frenkel (który uciekł z pogromu w Hrubieszowie) i Paula Fried (która zajmowała się dystrybucją rewizjonistycznego biuletynu »Af-Al-Pi-Ken«) – zamieszkali w moim mieszkaniu przy placu Grzybowskim 22. Teraz oboje zostali deportowani”. Gdyby autorzy nie opierali się jedynie na „wiernej oryginałowi” edycji anglojęzycznej, wiedzieliby, że Seidman napisał: „w tym samym domu, w którym mieszkałem, tj. przy Grzybowskiej 22, zajmowali lokal również młodzi działacze Bejtaru: Aszer Frenkel i Pola Fried”. Fakt, że Seidman mieszkał przy ul. Grzybowskiej 22, znajduje potwierdzenie w dzienniku Adama Czerniakowa. Zaś Aszer Frenkel nie „uciekł z pogromu w Hrubieszowie”, tylko „założył i prowadził syjonistyczny kibuc-hachszarę”. Ale, ale! W angielskim tłumaczeniu brzmi to tak: „Asher Frankel [sic!] (who ran the Hachsharah program at Rubishov [sic!])”. Czy to program do automatycznego tłumaczenia zinterpretował „ran” (ang., biegł) i „program” (podobne do „pogrom”) jako: „uciekł z pogromu”? Chyba nie, bo dalej czytamy: „in my apartment block in 22 Grzybowska Street”. Nie chodzi o mieszkanie i nie przy placu Grzybowskim. „Street” to jednak nie plac. Program Google Translate nie jest tak inteligentny, żeby zamienić „ulicę” na „plac”.

Konkludując, jeżeli celem publikacji było „rzetelne i zgodne z wymogami warsztatu historyka opracowanie zafałszowanej i pełnej luk historii Żydowskiego Związku Wojskowego”, to w zakresie współpracy ŻZW (pod tą nazwą kryją się też Irgun Cwai Leumi, Betar, rewizjoniści) z Żydami ortodoksyjnymi otrzymaliśmy obraz niepełny, zmanipulowany i wypaczony. Stało się tak m.in. dlatego, że autorzy przyjęli na wiarę słowa Bernarda Marka na temat Seidmana. Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum cytują Seidmana tam, gdzie jest im to na rękę. Podobnie postąpił już Marian Apflebaum w książce pt. Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim (Kraków 2003), który powołując się na Seidmana i cytując wybrane fragmenty, pisał jednocześnie, że: „opozycja środowisk żydowskich w stosunku do jakiegokolwiek projektu walki zbrojnej była opozycją z zasady” (s. 108). Zresztą, manipulacją dokonaną w tej książce, być może, nie należy się wcale przejmować. Przecież Libionka i Weinbaum dowodzą, że Mieczysław Apfelbaum, od 2004 roku patron jednego z warszawskich skwerów, kreowany przez Mariana Apfelbauma na komendanta Żydowskiego Związku Wojskowego, jest postacią fikcyjną.

Wnioski nasuwają się dwa: idee Bernarda Marka są wiecznie żywe; spośród trzech kronikarzy warszawskiego getta (ciekawe, że wszyscy byli Galicjanami, krajanami z województwa tarnopolskiego) każdy odgrywa przypisaną mu od dawna rolę: Feldschuh jest kronikarzem zapomnianym (dotarcie do jego oryginalnych notatek jest jednak możliwe, skoro ten trud zadała sobie rebecyn Esther Farbstein, autorka książki pt. Hidden in Thunder. Perspectives on Faith, Halachah and Leaderschip during the Holocaust, Jerusalem 2007), Seidman jest kronikarzem wyklętym, zaś Emanuel Ringelblum to wyrocznia, a jego słowa są prawdą objawioną.

Anna Ciałowicz

Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego

Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum

wyd. Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów

Warszawa 2011

 

Artykuł opublikowano w Biuletynie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, nr 1(66)/2012

 

/zródło: jewish.org.pl/

 

Pray for Izrael

200w.gif

Am Israel Chai !

Pesach 22-30.04

seder.jpg

AKIVA EGER

Czytaj TUTAJ

2a.jpg

 

Ambasada Izraela w Polsce

ambas1 (2).jpg

Hebrajski w Gminie

Chetnych do nauki

prosimy o kontakt

hebr2.jpg

15-activity Jewish community of Poznan

15c.jpg

15-lat naszej Gminy

tora.jpg

IRENA SENDLER-KONCERT

sendler.jpg

Codzienna Miszna

rapoport.jpg

Tajemniczy świat Żydów YTtajemniczy.jpg

 

oraz na  Facebooku

JEWISH.pl

 jewish.jpg

EC CHAIM

ec-chaim.jpg

Shavei Polska

shavei.jpg

Zydowski Instytut Historyczny

zih.jpg

C I H

3a.jpg
wirtualny.jpg

TSKZ

tskz.jpg

POLIN

Wirtualny spacer po wystawie stałej

polin.jpg

mhzp_logo_new3755.jpg

Muzeum Galicja

galicja.jpg
fdzz.jpg

nissenbaum.jpg

Trzemeszno

logo.jpg+ lista nazwisk

Kulmhof am Ner

kulmhof1.jpg Kliknij obrazek

Shimon Peres Funeral

simon2.jpg

Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl