PORTRECISTA |
Recenzje książek które warto przeczytać | |
Książka
Anny Dobrowolskiej jest zainspirowana filmem dokumentalnym „Portrecista”,
którego bohaterem był polski fotograf, więzień obozu koncentracyjnego w
Oświęcimiu Brzezince, zmarły w ubr. Wilhelm Brasse.
ŻYCIORYS WILHELMA BRASSE Urodził się jako wnuk austriackiego kolonisty Alberta Karola Brasse, pochodzącego z Alzacji, pracującego jako ogrodnik u właścicieli browaru w Żywcu (Habsburgów). Matka Brassego była Polką, a ojciec żarliwym patriotą, uczestnikiem wojny z bolszewikami w 1920. Zawodu fotografa nauczył się pracując od 1935 w atelier „Foto-Korekt” w Katowicach przy ul. 3 Maja, należącym do jego ciotki, gdzie wykonywał portrety, zdjęcia legitymacyjne oraz ślubne. Po wybuchu II wojny światowej i zajęciu Żywca przez Niemców, odmówił podpisania Volkslisty przysługującej mu z uwagi na germańskie pochodzenie oraz wstąpienia do armii niemieckiej. Niedługo potem wyjechał do Krynicy, gdzie pracował przez pewien czas w fotolaboratorium. Chcą przedostać się do wojska polskiego we Francji, próbował przedostać się przez granicę z Węgrami. Zadenuncjowany przez miejscowych Łemków za Komańczą podczas pieszej przeprawy przez Bieszczady, aresztowany trafił 31 sierpnia 1940 do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Podczas transportu do obozu, w Tarnowie po raz kolejny Niemcy zaproponowali mu podpisanie Volkslisty, a Brasse po raz kolejny odmówił. W obozie skierowano go początkowo do komanda kopiącego fundamenty nowych budynków oraz budującego drogi od krematorium do dworca, gdzie szybko awansował na tłumacza kapo. Następnie pracował w komandzie przeładowującym węgiel i koks, a potem w kartoflarni. Gdy Niemcy dowiedzieli się o jego zdolnościach - został głównym fotografem obozowym. Od 5 lutego 1941 był zatrudniony w specjalnym komandzie rozpoznawczym Wydziału Politycznego (Gestapo), którym kierował Bernhard Walter. Wykonywał tam portrety nowo przybyłym więźniom, przeznaczone do kartoteki obozowej. Brasse każdemu więźniowi robił serię trzech zdjęć: w nakryciu głowy, pod kątem, a potem z profilu. Zdarzało się, że przez noc robił ich tysiąc, albo więcej, bo nad ranem przyjeżdżał następny transport. Oprócz tego fotografował wszystko: od pracy więźniów przez prywatne spotkania Niemców z rodzinami i doświadczenia medyczne. Jak sam szacuje wykonał ok. 50 tys. zdjęć. Był szanowany przez Niemców pracujących w obozie, bo zależało im na ładnych zdjęciach wysyłanych rodzinom. Nawet Max Grubner, szef oświęcimskiego Gestapo, za odpowiednią łapówką na portrecie wyszedł jak troskliwy tatuś. Poznał również Josefa Mengele – osławionego "Anioła Śmierci", którego zapamiętał jako człowieka grzecznego. Podczas ewakuacji obozu zignorował rozkaz spalenia wszystkich zdjęć, dzięki czemu ocalało ponad 40 tys. fotografii. Były one później dowodami w procesach hitlerowców. Po wyzwoleniu przez Amerykanów otrzymał po raz trzeci propozycję zmiany obywatelstwa – "Zostań tu. Tam są już bolszewicy. Jak zechcesz, będziesz Niemcem, Anglikiem albo Amerykaninem". Pomimo to powrócił do Żywca. Chciał wrócić do zawodu fotografa, ale zrezygnował po kilku próbach – gdy na kogoś patrzył przez obiektyw aparatu, widział zawsze więźniów z Oświęcimia, powracały koszmary, już nigdy nie wziął do rąk aparatu fotograficznego. O swojej pracy obozowego dokumentalisty nie wspominał nikomu przez sześćdziesiąt lat. Został rzemieślnikiem, nikt nie znał jego przeszłości. Po latach na jego ślad trafili historycy z Izraela, a od nich dowiedział się o nim dokumentalista, Ireneusz Dobrowolski. Reżyser przez kilka lat zbierał materiały do filmu dokumentalnego "Portrecista", który opowiada o Brassem i jego pracy w Auschwitz. "Spowiedź" Wilhelma Brassego przed kamerą trwała 10 dni……….. |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl