Józef Kornblum. Obrazki izraelskie |
Dawno, dawno temu prowadziłam badania terenowe na Zamojszczyźnie, a wyglądało to tak: Listopad, mróz pewnie co najmniej 15 stopni, miejscowość o nazwie Wygwizdów, wiatr gwiżdże omen- nomen po pustych uliczkach o nieregularnej zabudowie. Wchodzę do chałupy i mówię dzień dobry, przedstawiam się i tłumaczę, że jestem studentką Katedry Etnologii i Antropologii Kultury i chciałabym porozmawiać… Po chwili ciszy słyszę: eee… jak z katedry to niech idzie do księdza… Więc tłumaczę, że ja chcę z ludźmi rozmawiać, nie z księdzem. No, ale skoro z katedry? Więc tłumaczę, że to uniwersytet i robię badania. Aha… to może do księdza, on się lepiej zna. Nie daję za wygraną, przekonuję, mówię, że zimno a my musimy zbierać wywiady, wzbudzam litość i przeprowadzam wywiad, uff.. W następnej chałupie rezygnuję z informacji o katedrze.
Jakże inaczej byłoby, gdybym była elektrotechnikiem jak Józef Kornblum! Doskonały fach, który pozwala wejść w sam środek domowego życia. Sprzęty i przewody psują się wszystkim, niezależnie od stanu posiadania, wykształcenia czy poglądów, mamy zatem możliwość „pełnego wglądu” w społeczeństwo. A tło jest `przecież fascynujące: przemiany ekonomiczne i społeczne tworzącego się od podstaw wielokulturowego Izraela. W ten sposób powstała książka „Obrazki Izraelskie”, zbiór świetnych opowiadań zebranych w ciągu kilkadziesięciu lat pracy, pokazujący „od podszewki” życie codzienne. Nie ma tam naukowej analizy, wstępnych tez i końcowych wniosków. Są obrazki, malowane przejrzyście i frapująco, z poczuciem humoru i niekłamaną ciekawością świata. Niektóre zabawne, inne smutne, wszystkie ciekawe. Czytelnikowi może się wydawać, że te opowiadania same do autora przyszły, że czekały na niego, żeby je wysłuchał i zabrał ze sobą. Opowieści imigrantów, sięgające czasu Zagłady, opowieści o hipokryzji „normalnego społeczeństwa”, o niewierności małżeńskiej i wielkiej miłości, pełnej poświęcenia. O młodych ludziach, znęconych do wojska mirażem sławy i patriotyzmu, wracających z nie wiadomo czy sprawiedliwej wojny z trwałym kalectwem. O ich rodzicach i narzeczonych. O ludziach, którzy swoją przeszłość zostawili całkiem gdzie indziej, a których życie tu i teraz wydaje się snem. O zawiłych meandrach dyplomacji domowej, której celem jest posadzenie przy wspólnym stole wszystkich członków rodziny. O samym narratorze w końcu, który naprawiając lodówkę, czy montując żyrandol, staje się mimowolnym i często zadziwionym spowiednikiem, posłańcem losu albo nawet nianią. Apeluję przeto: nie zastępować szmelcu szmelcem, kupić sprzęt porządny i wzywać technika. A elektrotechnicy – do piór! Kasia Przyborska |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl