"Testament" |
Baruch Milch
Testament
Wyd. Karta Warszawa 2001
„Testament” jest niezwykłym świadectwem czasów Zagłady. Napisany został w czasie jej trwania, „na gorąco”, z perspektywy człowieka czekającego na śmierć, przygotowującego się do niej. Niezwykle szczery, analityczny, obejmujący nie tylko własne przeżycia autora – żydowskiego lekarza - ale gromadzący relacje świadków i informacje z gazet.
Książka Barucha Milcha pokazuje bardzo wyraźnie rozwarstwienie społeczeństwa okupowanych miast. Nie ma właściwie mowy o jakiejkolwiek solidarności, jakimkolwiek oporze. Każdy, na własną rękę, próbuje ugrać to, co się uda. Trzy narodowości mieszkające na tych terenach, w tych samych miastach nie mają nawet wspólnego wroga. Nie ma nic, co by je mogło złączyć, dzięki czemu mogliby działać wspólnie i być może przetrwać. Polacy kompletnie rozbici po kampanii wrześniowej i ucieczce rządu, Ukraińcy dla których Rosjanie są przekleństwem, czekający jak na wybawienie na Hitlera. Żydzi odwrotnie, pod radzieckimi rządami jeszcze mogą przeżyć, potem z niedowierzaniem patrzą na zaciskającą się pętlę.
Te postawy obejmują wszystkich, a dla autora testamentu są dość oczywiste i zrozumiałe, pisze: „Nie na darmo katolicy mówili, że to kara Boska za przelaną Krew Chrystusową; ja sam bym tak mówił, będąc chrześcijaninem, chociaż to są same banialuki.”
Społeczeństwo polskie jest podzielone, strach wydobywa najgorsze instynkty, a każdy sąsiad może okazać się donosicielem. To samo w społeczeństwie żydowskim, każdy działa sam, każdemu wydaje się, że jemu się uda, że on się wykupi, albo że okaże się potrzebny. Jedyna organizacja, która działa sprawnie to judenraty, na które Baruch Milch rzuca straszliwe oskarżenie i stawia w jednym rzędzie z nazistami. Egoizm i bezwzględna, samotna walka o przetrwanie w sytuacjach skrajnych – dotyczyły wszystkich. Ważne było utrzymanie własnej rodziny, zabezpieczenie środków, by w razie czego móc się wykupić. Nie ma tu śladu postaw solidarnych, nie ma zorganizowanego ruchu samoobrony. Co więcej, przez trzy lata panowania niemieckiego i narastających okrucieństw, nie widać żadnej zmiany postaw, chyba, że na gorsze, bo szerzy się upadek moralny. Przerażający obraz jest odpowiedzią na pytanie: „jak to się mogło wydarzyć?” Rozwarstwienie społeczne, brak solidarności między różnymi grupami narodowościowymi w czasie okupacji miały oczywiście swoje korzenie w sytuacji Polski przedwojennej. Urodzony w 1907 roku Baruch Milch, pamiętał dobrze pierwszą wojnę światową i cały okres międzywojenny. Nastroje nacjonalistyczne narastające od połowy lat 20, ograniczanie możliwości zarobkowania, nakładane niesprawiedliwie podatki, ograniczanie dostępu do nauki i posad publicznych – wszystkiego tego doświadczył i poświęcił temu dziewięć pierwszych rozdziałów „Testamentu”. Ta część książki jest niezwykle istotna, bo dotyka faktów, o których większość Polaków nie wie albo zapomniała. Albo też pomija się te lata milczeniem, czasem mówiąc o istnieniu getta ławkowego. Tymczasem mamy w „Testamencie” bardzo wnikliwy opis sytuacji widzianej oczami strony żydowskiej, domagającej się tych samych praw i swobód obywatelskich co reszta społeczeństwa. Młody chłopak, pochodzący z ortodoksyjnej rodziny, pragnący zostać lekarzem spotykał się na każdym kroku z niesprawiedliwością. A była to sytuacja typowa dla ludzi w jego wieku. Nacjonalizm i zaostrzanie przepisów dotyczących Żydów, coraz powszechniejsze zachęcanie Żydów do emigracji powiększało dystans zaowocowało kompletnym brakiem więzi społecznych między Polakami i Żydami. A przecież i tak stosunki polsko żydowskie były znacznie lepsze niż żydowsko – ukraińskie, czemu też dziwił się Milch, bo obie nacje należały przecież do mniejszości. Książka jest też zapisem nieprawdopodobnej wprost siły instynktu przeżycia. Wbrew rozsądkowi nawet, bo autor, świadomy i inteligentny człowiek, zdaje sobie przecież sprawę z tego, że jego życie jest już właściwie skończone. Pisze, że takie doświadczenie jak jego sprawia, że jest się wrakiem, wykolejeńcem na zawsze. Co dość często powtarza się w relacjach świadków – i on wstydzi się swojej woli przetrwania, która ujawniała się mimo chęci w sytuacjach niebezpieczeństwa. Sam tłumaczy to pragnieniem zemsty. Ma nadzieję, że przetrwa, by opowiedzieć innym to czego był świadkiem i pociągnie winnych do odpowiedzialności. Jednocześnie obawia się, że nikt w to nie uwierzy, bo skala okrucieństw przekracza możliwości pojmowania. Rzeczywiście, opisywane tam zdarzenia i obrazy, wstrząsają i nie pozwalają spać. Mnożą się pytania: jak nieprawdopodobne zło czai się w ludziach i gdzie jest granica człowieczeństwa. A przede wszystkim: jak wykorzystać to świadectwo? Czy powinno stać się lekturą obowiązkową i dla kogo. Mnożą się te pytania tym bardziej, że społeczeństwa Europy są coraz bardziej zróżnicowane i złożone i groźba wybuchów nienawiści jest ciągle aktualna, mimo generalnie niezłej kondycji i dobrobytu. Co by się z nami wszystkimi stało, w chwili zburzenia ładu gospodarczego i zachwiania stabilności? Co zrobić, żeby do takiego zła nie dopuścić. Kasia Przyborska |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl