Kulturowo czuje się Polakiem, duchowo - Żydem, intelektualnie -
Amerykaninem. Henryk Grynberg właśnie opublikował "Pamiętnik", w którym
opisuje ponad 50 lat swego dorosłego życia: od matury w 1954 r., po
dzień urodzin w 2010r.
"Nie ma wyobraźni, tylko pamięć. Jego
literacką racją istnienia jest Holocaust. A właściwie nie Holocaust
nawet, ale los jednej wielkiej rodziny spod Sokołowa na Podlasiu....
Ani szczególnie bogatej, ani
uzdolnionej, chociaż - jak to u Żydów - głowę ceniła wyżej niż ręce...
Ta rodzina jest jego właściwym literackim źródłem i szkołą. Kiedy
wyczerpał już wszystko, co spamiętał - a pamięta fenomenalnie! - albo
usłyszał od matki, która jego i siebie ocaliła... jeździć gotów po
kuzynach i znajomych, aby coś znowu dorzucić, uzupełnić, wytłumaczyć" -
pisał o Grynbergu Jan Błoński ("Autoportret żydowski" w "Biedni Polacy
patrzą na getto", Wydawnictwo Literackie, 2008). I rzeczywiście głównym
tematem twórczości Henryka Grynberga pozostaje Holocaust. - Pisywałem
też wiersze satyryczne - przyznaje Grynberg. - Przeważył jednak
obowiązek pisania o przeszłości mojego narodu. Nie mogłem się od tego
tematu oderwać. Nie były to zresztą jakieś świadome próby oderwania się.
Temat Holocaustu okazał się najważniejszy, bo przecież nikt nie napisze
tego co ja mogę napisać, w taki sposób, w jaki ja mogę to zrobić i o
tym, co przeżyli inni ludzie podobni do mnie.
Przeżycia wojenne to jednak nie
wszystko. Istotne dla autora jest również to co wydarzyło się później. -
Piszę też o tym, co dzieje się po Holocauście; o skutkach jakie miał on
dla ocalałych - mówi. Jednocześnie Grynberg nie stara się być
kronikarzem Holocaustu. Uważa, że inni mogą zrobić to znacznie lepiej. -
Piszę o antysemityzmie, który jest najbardziej bolesny - podkreśla. -
To właśnie antysemityzm jest przyczyną Holocaustu. Nie skończył się on
wraz z zakończeniem wojny. W moim życiu pojawiał się cyklicznie.
Ostatnio narasta nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale i w Zachodnim
świecie. Błoński pisał też o zaniechaniu obowiązku wobec Żydów.
Oczywiście, to prawda, ale było też coś jeszcze gorszego. Była to
akceptacja zbrodni popełnianych na Żydach, nie tylko w Polsce.
Czy
przed wojną w Polsce istniał antysemityzm? - Jeszcze jaki! - odpowiada
Henryk Grynberg. - Materiały na ten temat zebrał i opracował Adam
Michnik. Jego antologia "Przeciw antysemityzmowi" obejmuje przecież
prawie całe moje życie. A antysemityzm przed wojną był potworny. Nasilał
się z każdym dniem i miesiącem.
Zdaniem Grynberga w Polsce mogło
dojść do poważnych zbrodni na tle antysemickim. Wybuchła wojna, która
oczywiście była niezwykle okrutna dla Żydów, ale w pewien sposób
uchroniła Polaków przed popełnieniem zbrodni podobnych do nazistowskich.
W
1943 r. nakładem Wydawnictwa Polskiego ukazał się kalendarz, w którym
użytkownicy mogli przeczytać m. in. "drobny kupiec żydowski jest
niezbędnym kółkiem w potężnej maszynie międzynarodowej organizacji
żydostwa, które takimi sposobami chce podporządkować sobie wszystkie
narody świata (...). Nie było i nie ma na świecie żyda, który nie brałby
bezpośredniego udziału w odwiecznej wojnie żydostwa ze światem
chrześcijańskim. Człowiek nie zdający sobie z tego sprawy jest
człowiekiem niedorozwiniętym, ślepym, otumanionym narzędziem w rękach
światowego żydostwa".
- Problemu antysemityzmu nie zrozumie ten,
kto nie przeczyta materiałów zawartych w antologii Michnika - uważa
Henryk Grynberg. - Ja dużo się z niej dowiedziałem. Niektóre dokumenty i
artykuły były dla mnie zaskakujące.
Mimo że Grynberg mieszka w
Stanach Zjednoczonych wciąż czuje bliski związek z Polską. - Jestem
polskim pisarzem - przyznaje. - Jestem kulturowo związany z Polską,
uprawiam tę polskość. Nie można się od niej oderwać. Język polski to
język, którego nauczyła mnie matka. Duchowo czuję się przede wszystkim
Żydem, a intelektualnie - Amerykaninem. Mam poglądy amerykańskie;
większość życia przeżyłem właśnie tam. Rozumiem się świetnie z
Amerykanami, chociaż mam trochę inne doświadczenie historyczne, ale oni z
kolei mają więcej doświadczenia w działaniach w demokracji. Wciąż
dowiaduję się tam czegoś nowego. To piękne doświadczenie. Dlatego nie
żałuję, że wyjechałem z Polski. Dzięki temu nauczyłem się więcej o
świecie.
Grynberg od 1959 r. pracował w Teatrze Żydowskim w
Warszawie. W 1967 r. wyjechał z grupą teatralną na występy do USA. Wtedy
zdecydował, że do Polski nie wróci. Co było powodem takiej decyzji? -
Antysemityzm. Nie uciekałem przed komunizmem, tylko przed
antysemityzmem. Ja już tego nie mogłem wytrzymać...
"Holocaust
umocnił Grynberga w żydostwie. Ale zarazem skazał na polszczyznę. Jak
porozumiewali się rodzice i rodzina Grynberga?" pyta Jan Błoński.
Rodzice Henryka Grynberga rozmawiali ze sobą w jidysz. Matka jednak
mówiła do niego po polsku. On sam zaczął mówić po żydowsku dopiero jako
aktor Teatru Żydowskiego. Jednym z filmów, w których wystąpił był
"Naganiacz", który kręcono w pobliżu Sokołowa Podlaskiego. - W hotelu, w
którym nocowała wtedy ekipa filmowa jest dziś urząd skarbowy - mówię.
- Tamten hotel nie nadawał się do nocowania - odpowiada Grynberg, śmiejąc się.
"Naganiacz",
wyreżyserowany przez Ewę i Czesława Petelskich w 1963 r., opowiada o
grupie węgierskich Żydów, którym udaje się uciec z transportu wiozącego
ich do jednego z nazistowskich obozów. Niemcy organizują polowanie na
zbiegłych Żydów. - Tych uciekinierów grała grupa aktorów z Teatru
Żydowskiego - wspomina Grynberg. - Byliśmy ubierani w łachmany, na
ramionach nosiliśmy opaski z Gwiazdą Dawida, ukrywaliśmy się w stogach
siana. Rano w charakteryzatorni ubierano nas w te obszarpane rzeczy.
Mimo
że film był kręcony prawie 20 lat po zakończeniu wojny, okolicznym
mieszkańcom trudno było pozbyć się wrażenia, że to nie jest fikcja. -
Dzieciaki wołały za nami "Żydy, Żydy, Niemcy was wystrzelają!" Im się
wydawało, że historia powróciła. Posiłki jadaliśmy w jakiejś stołówce, w
której gotowały bardzo dobre potrawy miejscowe kobiety. Kiedy podawały
nam talerze, w ich oczach widać było współczucie. Zupełnie jakby chciały
nam powiedzieć: "Najedźcie się, zanim was Niemcy rozstrzelają".
Miejscowi
wzięli udział w tym filmie jako statyści. Byli m. in. członkami
nagonki, dużej grupy ludzi ubranych w kożuchy i baranie czapy. Ich
zadaniem było naganiać zwierzynę. W filmie zagrali też członkowie
lokalnego koła myśliwskiego, których przebrano za Niemców. Trudno im
było wyjść ze swej roli nawet po zakończeniu zdjęć. - Zachowywali się
tak, jakby wydawało im się, że są Niemcami - mówi Grynberg. - Mieli
negatywny stosunek do Żydów. Patrzyli na nas pogardliwie i takim też
tonem do nas mówili.
"Pamiętnik" zaczyna się w 1954 r., kiedy
Henryk Grynberg zdał maturę. - To był początek mojego życia myślowego -
wyznaje. - Umieściłem w książce wpisy diariuszowe oraz innego rodzaju
materiały, które zapisywałem w tym okresie lub publikowałem. Są też
listy, które pisałem do różnych osób na istotne tematy. To zbiór
niejednorodnych materiałów, historia losu jednego człowieka, moja
historia intelektualna. Nie skupiam się tu na moich przeżyciach.
Bardziej na tym w jaki sposób reaguję na rzeczywistość. Chociażby pisząc
do Czesława Miłosza, wyrażam opinię na tematy, które dotyczą jego i
mnie, naszej intelektualnej historii, a czasem proszę go, żeby na coś
zareagował. Wdaję się też w spory dotyczące Holocaustu i traktowania
Holocaustu w literaturze. To jest nieuniknione. Czuję się w obowiązku
zabierać głos w tych sprawach. Prezentuję też w książce swoje poglądy na
różne sprawy. Niektóre już przestały być słuszne i dziś bym już ich nie
podtrzymał. Kiedyś powiedziałem, że zgadzam się z antysemitami, że w
Polsce nie ma miejsca dla Żydów. Po latach Solidarności przyszła do
Polski nowa fala antysemityzmu. To mną wstrząsnęło i dlatego w ten
sposób zareagowałem. Dziś już tak nie myślę.
Henryk Grynberg
zmienił swoje nastawienie m. in. pod wpływem rabina Michaela Schudricha.
- Rabin Schudrich udowodnił mi, że jest miejsce dla Żydów w Polsce -
zapewnia. - Jak długo potrwa do żydowskie odrodzenie? Nie wiem. To już
trzecie odrodzenie żydowskiego życia w Polsce, jakie widziałem. Nie mogę
się doczekać, kiedy nastąpi czwarte.
Czy, skoro spodziewa się
kolejnego "odrodzenia", uważa, że nastąpi pogorszenie w relacjach
polsko-żydowskich? - W Polsce traktuje się Żydów tak jak wszędzie -
uważa Grynberg. - Nigdy i nigdzie za dobrze nie byli oni traktowani.
Według sondaży w Polsce 30 % społeczeństwa wyraża poglądy antysemickie.
Niektórzy wyrażają je na pomniku w Jedwabnem, czy w Białymstoku.
Po
wojnie Grynberg trafił do dziecięcego prewentorium przeciwgruźliczego w
Sudetach. W "Zwycięstwie" napisał później: "Jedno tylko mnie
zastanawiało. Uszer [ojczym autora - przyp. red.] był znowu w więzieniu.
Mama, znów sama, biegała po obcym mieście, ukrywając w teczce
nielegalne kupony tkanin, przekupywała strażników, przez których
posyłała do więzienia paczki. Mój ojciec zaś leżał w ziemi. Koło
Radoszyny. Przy drodze. Trawa rośnie tam wyżej i ma wyraźnie odmienny
kolor - a ludzie codziennie tamtędy przechodzą, z pola i na pole. I nikt
nie miał odwagi powiedzieć - kto zabił? Ba, nikt nawet nie miał odwagi
zapytać... Więc jak się właściwie skończyła ta wojna?..."
Wydany
właśnie "Pamiętnik" nie jest ostatnią publikację pisarza. Już zaczął
pisać ciąg dalszy. - "Pamiętnik" powstawał w ciągu kilkudziesięciu lat
mojego życia - mówi. - Teraz piszę jego dalszy ciąg. Coraz bardziej
przypomina on dziennik. Napisałem już 150 stron, ale poczekam z
publikacją aż zbierze się ich więcej.
Katarzyna Markusz
|