Dziś
kierowca w Łodzi najpierw śmiertelnie potrącił pieszego, który przechodził na
pasach. Później zderzył się z autem, którym jechała kobieta w zaawansowanej
ciąży. Porzucił samochód i uciekł między bloki. Przy skrzyżowaniu zaatakował
kobiety na przystanku. Jedną z nich próbował wepchnąć pod nadjeżdżający autobus.
Czytamy wypowiedź prokuratora:
"Za spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z
miejsca zdarzenia mężczyźnie grozić może nawet 12 lat więzienia."
Nawet?!
Czyli dostanie siedem i wyjdzie po czterech.
A jeśli ktoś zaprotestuje, to zostanie nazwany
"populistą" odwołującym się do niskiego uczucia zemsty i usłyszy ten
najbardziej demagogiczny i głupi argument, że "nawet 100 lat w więzieniu
zabitemu życia nie przywróci".
Ponad 3200 lat temu TORA domagała się - w ówczesnym dzikim
świecie barbarzyńskiego bezprawia - najwyższej kary za zabójstwo.
Tora uważała, że zezwolenie na to, aby człowiek, który bez
żadnego usprawiedliwienia moralnego pozbawił życia bliźniego, sam uszedł z
życiem, jest najwyższą niesprawiedliwością.
Współczesna Europa uważa, że ważniejsza od sprawiedliwości jest miłość i
wyrozumiałość wobec mordercy.
Współczesna Europa, w tym Polska, zerwały całkowicie z ideą, że chronione ma
być życie niewinnego człowieka i skupiły się z pasją na ochronie życia
morderców lub zabójców.
Nie istnieje kara śmierci. Kara dożywotniego więzienia niekoniecznie oznacza w
praktyce dożywotnie więzienie. W wielu krajach nie ma w ogóle kary dożywotniego
więzienia. Kary za pozbawienie życia w takiej sytuacji, jak opisana
powyżej, są oburzająco niskie.
Domaganie się surowych kar za morderstwo lub za totalne lekceważenie ludzkiego
życia, jakie demonstrował oszalały (pod wpływem narkotyków?) kierowca w Łodzi,
nie ma nic wspólnego z popularnym - i błędnym - rozumieniem biblijnej zasady
"oko za oko".
W judaizmie "oko za oko" nigdy nie znaczyło
wydłubywania oka, a jedynie odpowiednią karę pieniężną zasądzaną za pozbawienie
wzroku na rzecz pokrzywdzonego. W zasadzie "oko za oko" chodziło o co
innego: oko nędznego biedaka miało być "warte" tyle samo, co oko
potężnego bogacza. Chodziło o równość wobec prawa. Natomiast był jeden wyjątek
od zasady "pieniężne zadośćuczynienie za krzywdę": była to kara za
pozbawienie życia. Temu, komu odebrano życie, na nic nie przyda się
odszkodowanie. A jeśli morderca zabierał komuś życie, nie miał prawa zachować
swojego. Byłoby to niesprawiedliwe. Stąd za morderstwo z premedytacją lub za
skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie prowadzące do utraty życia - kara
śmierci. Sprawiedliwie.
Odchodząc już od opisywanej sytuacji do szerszego
potraktowania problemu kar: tam, gdzie nie istnieje kara śmierci za
zamordowanie człowieka, wartość życia ludzkiego nie staje się wcale wyższa, ale
NIŻSZA. Podobnie z niskimi karami za spowodowanie śmierci w wypadku, który nie
wynika z awarii samochodu lub warunków atmosferycznych, lecz ludzkiego,
nieodpowiedzialnego, ale dającego się przewidzieć zachowania (np. siadanie za
kierownicą po zażyciu narkotyków lub alkoholu). Obniża się wartość życia
niewinnego człowieka, natomiast rośnie wartość życia, tego kto życie odebrał.
On ma przecież do swojej dyspozycji gwarancję prawną, że jego życie jest
chronione, a wyrok krótki. Jego ofiara jej nigdy nie miała. I nikt z nas -
nie-morderców - nie ma takiej gwarancji. Niewinni nie są chronieni; mordercy
mają gwarancję życia. Taki to absurd!
Nastąpiła wielka, świadomościowa, wręcz kulturowa przemiana:
po tysiącleciach wrócili ci okrutni, groźni barbarzyńcy, którym przeciwstawiała
się Tora. I w naszym "postępowym" świecie w imię
"humanizmu" to oni kontrolują prawo. Zawsze chronią przede
wszystkim zabójcę, a za nic mają życie całkiem niewinnych ludzi - np. właśnie
takich przechodzących jezdnię na pasach lub stojących na przystankach.
12 grudnia 2016
|