Muzułmanie
poczuli się zdradzeni przez cywilizację zachodnią w chwili, gdy ta zezwoliła na
utworzenie państwa Izrael. Zostali zdradzeni (w ich mniemaniu) przez Zachód, a
chwilę później upokorzeni w kolejnych wojnach przez Izrael i stąd ich
nienawiść... To, co dzieje się teraz na Bliskim Wschodzie, to już od dawna nie
jest wojna o wolności obywatelskie Palestyńczyków czy niezależność Strefy Gazy.
To zwykła wojna z nienawiści – uważa Dawid Karbowiak, felietonista, pasjonat
wojskowości, współpracownik portali poświęconych siłom specjalnym.
Inna sprawa to różnice historyczno-kulturowe między nami i światem
muzułmańskim, które sięgają czasu krucjat. Zauważcie, że etos rycerza
europejskiego to walka pod sztandarem, z powiewającymi proporcami, na otwartym
polu... Uczciwa bitwa z otwartą przyłbicą, w mundurach i z flagami (tak
funkcjonuje Europa, tak my myślimy). Arabowie natomiast to twórcy asasynów,
skrytobójców, zamachowców... i to jest ich styl walki (nie potępiając go ani
nie pochwalając, trzeba zauważyć, że jest znacząco od naszego odmienny). My
preferujemy walkę w polu, oni walkę skrytą i każda z kultur pogardza stylem tej
drugiej strony. Tu są te różnice, które nakręcają wzajemną nienawiść. Nie tyle,
że nienawidzimy wroga, ale dlatego, że pogardzamy jego sposobem walki.
Nigdy natomiast nie zrozumiem, co ludzie Zachodu mają
do Izraela, który jako jedyny z krajów „Zachodu” (w piłkę nożną grają w
mistrzostwach Europy, a nie Azji Mniejszej) potrafi przejąć i zaadoptować
strategię terrorystów i zastosować ją przeciwko nim samym. Szwendali się Żydzi
po Europie – było źle, dostali własne państwo i kawałek pustyni, też źle.
Przypominam, że to ONZ (czyli my!) im ten kawałek pustyni dała.
Izrael to kraj ukierunkowany na przetrwanie. Oni dobrze wiedzą, że ich pierwsza
przegrana wojna będzie ich ostatnią. I nie będzie to okupacja, prześladowania
czy wynarodowienie, ale eksterminacja i kolejny Holokaust. Ich kuzyni z pustyni
potopią ich w Morzu Śródziemnym. Izraelczycy, mając świadomość tego, nie mogą
sobie pozwolić na toczenie politycznie poprawnej wojny z terroryzmem. Oni muszą
walczyć z terrorystami ich własnymi metodami. I dobrze wiedzą, jak to robić.
Nie przejmują się tym, co o nich powie CNN czy BBC, WikiLeaks, Lekarze Bez
Granic czy Liga Ochrony Przyrody. Robią to, co uważają za konieczne, aby
zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo. I robią to dobrze. Skutecznie.
Wszyscy terroryści na świecie wiedzą, że samolotów El Al się nie porywa!
Nauczyli się tego na lotnisku w Entebbe i na pokładzie Sabeny w Tel Awiwie.
Szczerze mówiąc, to właśnie my, Zachód, powinniśmy brać od nich lekcje, jak
walczyć z terroryzmem. Bo koalicja po 10 latach zaangażowania w Afganistanie i
Iraku osiągnęła co najwyżej naciągany remis, a Izrael otoczony przez wrogów
trwa. Wojna jest paskudna, każda wojna jest paskudna, a ta, którą prowadzą
terroryści, jest najpaskudniejsza ze wszystkich. Nie da się jej wygrać w
białych rękawiczkach przy błysku fleszy i kamer. Czasami trzeba zniżyć się do
poziomu terrorysty i uderzyć go tam, gdzie zaboli go najbardziej.
Jesienią 1985 roku w Libanie Hezbollah zabił jednego radzieckiego dyplomatę, a
trzech wziął do niewoli. Funkcjonariusze radzieckich służb bezpieczeństwa
porwali krewnego lidera Hezbollahu, wykastrowali, a następnie wsadzili klejnoty
do gardła i zastrzelili. Ciało wysłano do terrorystów z dołączoną wiadomością,
w której zagrożono, że jeśli dyplomaci nie zostaną wypuszczeni, taki sam los
spotka innych członków terrorystycznej organizacji. Tak się walczy z
terroryzmem. Jeżeli nie jesteśmy na to gotowi i brzydzimy się taką taktyką, to
lepiej było nie ruszać się z domu. Zresztą brutalna i bezpardonowa walka z
terroryzmem to nie tylko domena tego „bandyckiego” Izraela. Przypomnijcie sobie
to, jak postępowała armia brytyjska z IRA. 1981 rok, więzienie Maze, Robert Sands, Derry,
1972, Krwawa Niedziela – mówi to komuś coś?
A że Izrael jest finansowany przez USA i żydowską diasporę na całym świecie? No
i co z tego? A my to nie? A pieniądze na powstanie, wyszkolenie i wyposażenie
naszej dumy narodowej, GROM-u, to kto dał? Totalizator Sportowy? Jak USA nam
pomaga – to dobrze, jak Żydom – to źle? Filizofia Kalego. Natomiast takiej
diaspory, jaką ma do dyspozycji na świecie Medīnat Yisrā'el, to im tylko
pozazdrościć.
Od Izraela i IDF powinniśmy się my, jako stosunkowo małe państwo otoczone przez
dużo większych sąsiadów (Rosja, Niemcy), uczyć, jak zapewnić sobie
bezpieczeństwo. Bo w razie kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie to USA może kasę
i sprzęt Izraelowi da, ale US Marines raczej na Synaju nie wyładują. I
uwierzcie... u nas będzie podobnie, USS Ronald Reagan na Bałtyk nie wpłynie. Co
najwyżej frachtowiec z amunicją... albo ładunkiem beretów.
|