Żegnamy Marka Zaradniaka |
18.08.2020. | |
Odszedł Marek Zaradniak, nasz wieloletni przyjaciel, był częstym gościem w naszej Gminie, siadał z nami do stołu szabatowego, był świadkiem wielu ważnych wydarzeń gminnych, był dziennikarzem którego wszyscy szanowaliśmy i ceniliśmy. Spoczywaj w Pokoju Przyjacielu. RODZINIE ZMARŁEGO WYRAZY GŁĘBOKIEGO WSPÓŁCZUCIA SKŁADA GMINA ŻYDOWSKA W POZNANIU.
[*] Marek Zaradniak był naszym Stevem Buscemi - mistrzem epizodu. Wypełniał każdą lukę na stronie, zajmował na koncertach miejsce dla prasy, z którego nikt nie skorzystał, bywał na każdej konferencji, na którą innym nie chciało się wybrać. Był ostatnią nadzieją zarówno dla redaktorów, jak i artystów i organizatorów - nigdy nie odmawiał wzięcia na siebie dodatkowej pracy.
Nigdy też nie narzekał na jej ilość. Ładnych kilkanaście lat temu, jako smarkaty szef Marka, poprosiłem go, żeby w końcu wziął urlop, bo ma niewykorzystane jakieś obłędne 180 czy 190 dni. Po długich namowach zgodził się, wypisał kartkę, pożegnał. Na drugi dzień pierwszą osobą, którą spotkałem na Grunwaldzkiej 19 był oczywiście Marek. „Przecież miałeś być na urlopie?”. „No tak, oczywiście, to ja sobie dziś wyjdę o 14” - odrzekł urlopowany Marek.
Legendarna była jego książka telefoniczna, zrazu w notesie, potem w komórce. Miał numery do wszystkich świętych, niektórzy przysięgają, że gdy poproszono go o kontakt do pewnego pana Janowskiego, Marek pracowicie przeglądając kontakty mamrotał: „Jan Borysewicz, Jan Englert, Jan Paweł II, o jest Janowski”.
Najważniejsze było jednak, że gdy dzwonił do tych wszystkich świętych, można było być pewnym, że odbiorą i wywiad ukaże się w terminie, a wśród konwencjonalnych pytań zawsze znajdzie się jedno, które zaskoczy zarówno adresata, jak i czytelników. Jeszcze za czasów pracy w „Gazecie Poznańskiej” Marek wybrał się na konferencję artysty raggamuffin Shaggy’ego, który miał zagrać koncert w Arenie. Pod chmurę dreadów autora „Boombastic” pofrunęło od Marka śmiertelne poważne pytanie „Kim dla ciebie jest Bob Marley?”, po czym cała sala spadła pod stoły ze śmiechu. A potem Shaggy udał się na próbę dźwięku, podczas której spadła na niego konstrukcja sceny - newsa miał tylko Marek, bo reszta dziennikarzy szybko leciała gdzieś indziej, a jemu intuicja podpowiadała, by jeszcze chwilę zostać. Takich anegdot jest mnóstwo.
Nie mam wątpliwości, że w niebie Marek szybko okaże się niezastąpiony. Wszak ma numery do wszystkich świętych (z JPII na czele), no i gdy ktoś tu na dole naprawdę pięknie zaśpiewa na chwałę Pana, on to doceni i odnotuje. Żegnaj Marku. Fot. Łukasz Gdak/Głos Wielkopolski Wspomnienie od redakcji: https://gloswielkopolski.pl/nie-zyje-marek-zarad…/…/44831735 |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl