"Ocaleni z XX wieku" |
O
tęsknocie za Polską i skomplikowanej sytuacji człowieka z podwójną
polsko-żydowską tożsamością opowiadają Mikołajowi Grynbergowi pochodzący z
Polski obywatele Izraela. "Ocaleni z XX wieku" właśnie trafiłi do
księgarń. Książka jest zbiorem rozmów, które Mikołaj Grynberg
przeprowadził w Izraelu w 2010 roku z ocalałymi z Zagłady polskimi Żydami.
Wśród 25 rozmówców Grynberga większość sięga pamięcią do czasów przedwojennych
. W opowieściach przewijają się wspomnienia o antysemityzmie lat 30., getcie ławkowym na uczelniach, nieprzychylnym odnoszeniu się po wojnie do ocalałych z Zagłady - o tym, jak trudno było i jest być polskim Żydem. Ale wszyscy rozmówcy Grynberga czują się z Polską związani, wspominają polski krajobraz, zapachy. Wszyscy też doskonale mówią po polsku, niekiedy w ich mowie słychać polszczyznę przedwojennych polskich Żydów z charakterystycznymi błędami. "Ponieważ nikt już nie używa języka polskiego z takim wdziękiem jak oni, postanowiłem zaniechać jakichkolwiek prób korygowania" - pisze Grynberg. Reporter zdecydował się na dokładny zapis rozmów ze swymi bohaterami i dzięki temu udało mu się zachować szczególny charakter tych spotkań. Widać, jak w niektórych wypadkach musiał przełamywać nieufność rozmówców, opowiadając o wojennych losach swych żydowskich dziadków i rodziców. Przewijającym się w wielu rozmowach motywem są rozważania nad kwestią "dobrego" czy też "niedobrego" wyglądu Mikołaja Grynberga. Kilku rozmówców ocenia, że podczas okupacji wygląd dawałby mu pewne szanse ukrywania się "po aryjskiej stronie", inni uważają, że Grynberg miałby ze swoim wyglądem kłopoty. Ze wspomnień ocalałych wyłania się nieschematyczny obraz przedwojennych stosunków polsko-żydowskich. Obok opisów prześladowań, wyobcowania i szykan, można trafić na wspomnienia pełne ciepła. Samuel Willenberg mówi, że w częstochowskiej dzielnicy polskiej i żydowskiej biedoty na podwórkach nie było barier pomiędzy dziećmi żydowskimi a polskimi. Samuel kilka razy uciekł ze szkoły z polskim przyjacielem o nazwisku Stępień. Dwóch 14-latków - Żyd i Polak - odbyło podróż bez biletu ekspresem Wiedeń - Warszawa, za drugim razem dotarli bez pieniędzy, podróżując pociągiem i statkiem, aż do Gdańska. Samuel podczas okupacji trafił do Treblinki, skąd udało mu się zbiec, podczas ucieczki pomogła mu, dając pieniądze, zupełnie obca polska kobieta. "To ja ci muszę powiedzieć jeszcze o Polakach. Ja nie mam im za złe, że oni nie ratowali Żydów. Nie mam pretensji, że nie ukrywali Żydów. Słuchaj, ja nie wiem, czy ja bym się nie bał ciebie ukrywać w tamtych czasach, ale ja bym nigdy ciebie nie wydał" - mówi Grynbergowi Kuba Wodzisławski, urodzony w 1936 roku w Częstochowie. Podczas okupacji udało mu sie uciec z Auschwitz, a gdy szukał schronienia, znalazł je u Polaków. Najpierw pomógł mu członek Narodowych Sił Zbrojnych, zdeklarowany antysemita, nie mając jednak świadomości, że ratuje życie Żydowi. Potem Wodzisławski trafił do polskiej wieśniaczki, Hajdasowej, która przechowała ośmioro Żydów. Wodzisławski zapamiętał ją jako "świętą kobietę". Żonę Kuby Wodzisławskiego - Irenę - uratowała podczas okupacji polska kochanka jej ojca, angażując w przechowywanie żydowskiej dziewczynki całą swoją rodzinę. Władka Kornbluma przechowała przekupka z Kercelaka, która go biła, a za przechowywanie pobierała pieniądze. Ale przekupka źle traktowała nie tylko żydowskie dziecko powierzone swojej opiece, ale także własnego pasierba, z którym Władek serdecznie się zaprzyjaźnił. Wielu rozmówców Grynberga czuje, że wybór Izraela jako ojczyzny został im narzucony przez nieprzychylną postawę Polaków - zaraz po wojnie czy też pod koniec lat 60. Efraim Laadan, którego dziadek i ojciec służyli w polskim wojsku, mówi z goryczą: "Chciałbym powiedzieć, że Polska to mój kraj i ojczyzna, ale nie mogę, bo mój kraj i ojczyzna mnie nie chciały". Ale są też tacy, którzy od polskości nigdy sie nie odcięli i do dziś dnia żyją polskimi sprawami. Przykładem może być literaturoznawca Ryszard Loew, specjalizujący się w recepcji polskiej literatury w Izraelu. Jego rodzina wyjechała z Krakowa w 1950 roku. Loew przez 40 lat wytrwale i bezskutecznie składał w Izraelu podania o przyznanie polskiej wizy, nigdy nie zapomniał Krakowa, nigdy nie stracił kontaktu z polskimi przyjaciółmi. "Głowę mam raczej w Krakowie" - tak mówi Grynbergowi. Źródło: RP Foto: materiały prasowe |
Copyright © 2008 by www.poznan.jewish.org.pl