Dlaczego Bóg jest Bogiem a nie Boginią?

W rozmowie z feministką Agnieszką Graff ("Słuchaj! Nie gap mi się w dekolt", Piotr Pacewicz, Wysokie Obcasy, 12 lipca 2010) czytamy w jej wypowiedzi takie zdania: "Teologowie katoliccy powiedzą ci, że ów On to czysta konwencja, bo Bóg jest poza płcią. I tylko jakoś tak się składa, że zawsze mówimy On. Feminizm jest projektem kulturowym, który ma nam uświadomić, że to nie jest w porządku."

Dlaczego Bóg jest Bogiem a nie Boginią? I czy to naprawdę nie jest w porządku?

Prezentowanie Boga w judaizmie (i innych religiach monoteistycznych) w kategoriach istoty o cechach męskich nie jest ani przypadkowe, ani nie wynika też z seksizmu Tory. Jest umotywowane zadaniami, jakie stawia sobie etyczny monoteizm. Nigdzie w Torze Bóg nie jest przedstawiony jako mężczyzna w fizycznym sensie. Bóg w judaizmie jest pierwszym w historii ludzkości bóstwem całkowicie pozbawionym seksualnych cech (tu Agnieszka Graff ma rację) i nie angażującym się w żadne seksualne akty (w radykalnym przeciwieństwie do bogów i bogiń politeizmu). To było zjawisko rewolucyjne i miało głębokie konsekwencje kulturowe. Jednak użycie zaimka rodzaju nijakiego "TO", nie może mieć wobec Boga zastosowania, bowiem jest On przedstawiany w Torze w kategoriach zdecydowanie osobowych. Także używanie liczby mnogiej wobec Boga ("ONI") przeciwstawiałoby się głębszej logice Tory. Przede wszystkim, Bóg jest bowiem prawodawcą, źródłem porządku moralno-etycznego. Wynika to z podstawowego celu, który stawia sobie Tora (Biblia Hebrajska) - propagowania etycznych postaw, wpływania na ludzkie zachowania tak, aby ludzie nie czynili sobie nawzajem krzywdy. Do tego celu potrzebne jest prezentowanie Boga w kategoriach ojca, a nie matki lub bezpłciowego "rodzica". Bowiem najbardziej skłonni do czynienia innym krzywdy są we wszystkich cywilizacjach i kulturach świata mężczyźni, a szczególnie młodzi mężczyźni. Każdy rodzic potwierdzi, że większe problemy wychowawcze, które przejawiają się w niekontrolowanych, agresywnych zachowaniach, sprawiają dorastający synowie, a nie córki. I ci synowie są tym bardziej skłonni do agresji, im mniejszy wpływ ma na ich życie w okresie dorastania ich ojciec lub inny mężczyzna stanowiący dla nich wzorzec. Mężczyzna i kobieta różnią się nie tylko anatomicznie. Mężczyzna postrzega świat silniej w kategoriach zasad i praw; kobieta - bardziej w kategoriach uczuć, współczucia i intuicji. Można dyskutować, czy przyczyny tego stanu rzeczy są naturalne, czy kulturowe, ale nie zapominajmy, że ludzka kultura nie kształtuje się w oderwaniu od natury. Nie oznacza to, że indywidualne przypadki nie mogą przeczyć tej zasadzie, ale z reguły (we wszystkich kulturach) ojciec jest najczęściej bardziej wymagający od matki, a matka potrafi być zazwyczaj bardziej czuła i łatwiej wybaczająca od ojca. Logiczne jest więc, że Bóg - jako dawca prawa i jednocześnie sędzia - jest prezentowany i akceptowany w sposób naturalny jako mężczyzna. Przedstawianie Boga jako ojca, jako mężczyzny umożliwiło realizowanie judaizmowi (a za nim chrześcijaństwu) kształtowanie społeczeństw opartych na prawie etycznym. Ale to nie wszystko. Tych skłonnych do agresji, brutalności i nie liczących się z innymi młodych mężczyzn trzeba za wszelką cenę uczyć łagodności i kochania. Bóg Tory nie jest jedynie prawodawcą i sędzią. Reprezentuje - tak w judaizmie jak i w chrześcijaństwie - również dobroć, miłość, współczucie. Przedstawianie przez Torę Boga-mężczyzny, Boga-ojca jako istoty posiadającej takie cechy, jak zdolność do wyrozumiałości, współczucia, przebaczania, kochania ludzi - nie jest przypadkiem, bowiem spełnia następną ważną rolę wychowawczą właśnie wobec młodych mężczyzn - pozwala zmaskulinizować te cechy, uczynić je akceptowalnymi przez młodych mężczyzn. Gdyby były one identyfikowane jedynie z bóstwem żeńskim, ich akceptowanie przez dorastających mężczyzn byłoby niemożliwe lub co najmniej bardzo trudne. Uznawane byłyby one przez nich za cechy wyłącznie żeńskie i z tego powodu odrzucane. Tora prezentuje Boga, który jest potężnym Stwórcą, potrafi być nawet wojownikiem, ale jednocześnie dba o sieroty, o biednych, o wdowy i nie mniej od sprawiedliwości ceni dobroć i łagodność. Bóg jest także obrońcą. Ludzie (zarówno kobiety jak i mężczyźni) w naturalny sposób postrzegają jako obrońcę postać o cechach męskich. Mężczyzna chce bronić kobiety; kobieta chce być broniona przez mężczyznę, a mężczyzna z zasady nie akceptuje sytuacji, w której jego obrońcą jest kobieta (pamiętajmy, że mówimy o ogólnych regułach, a nie wyjątkach od nich). To z kolei sprawia, że kobietom łatwiej jest uznawać autorytet męskiego Boga, niż byłoby mężczyznom uznawać autorytet Boga żeńskiego. Powodem jest tu fakt, że dorastanie mężczyzny, jego dojrzewanie psychiczne polega między innymi na bardzo istotnym procesie psychicznym: wyzwoleniu się z opiekuńczego wpływu matki (bez tego "uwolnienia" mężczyzna na zawsze pozostaje psychicznym dzieckiem) i dorównaniu autorytetowi ojca (kobiety nie przechodzą analogicznego procesu). Bóg-kobieta utrudniałby, albo wręcz uniemożliwiał mężczyznom tę bezwzględnie konieczną transformację. Ponieważ wizerunek Boga musi odpowiadać potrzebom obu płci, właśnie jedynie wizerunek Boga-mężczyzny, Boga-ojca spełnia te wymagania. Współczesne tendencje w chrześcijaństwie (a także w judaizmie) do zastępowania męskiego Boga przez postać żeńską, mają swoje korzenie wyłącznie w świeckim feminizmie, a nie w Torze. Zwolennicy takich zmian uważają, że reprezentują postęp. Jest to przeświadczenie błędne, ponieważ w rzeczywistości jest to cofanie się do epok poprzedzających rewolucję dokonaną przez judaizm (i kontynuowaną przez chrześcijaństwo); powrót do czasów, które już były - do czasów bogiń. A co złego w tym powrocie? Pisaliśmy, że fakt, iż Bóg pojawia się w religiach monoteistycznych jako ON (postać o cechach męskich), ma przede wszystkim wpływ na młodych mężczyzn, których naturalną cechą jest agresja. Jest rzeczą oczywistą, że chłopcy łatwiej akceptują prawa i zasady otrzymane od mężczyzny (ojca), niż od kobiety (matki). Potwierdzają to w sposób przekonywujący statystyki przestępczości: na przykład w USA aż 70% skazanych za przestępstwa z użyciem przemocy pochodzi z rodzin, w których ojciec jest nieobecny. Tak więc Bóg jako postać męska, a nie żeńska musi być źródłem takich praw, jak "Nie morduj", "Nie kradnij". Ruchy feministyczne, które podważają postrzeganie Boga w kategoriach męskich lub starają się zastąpić wizerunek męskiego Boga postacią żeńską, najwyraźniej nie zdają sobie sprawy, że działają na własną niekorzyść: jeżeli ich cel zostałby osiągnięty, to właśnie kobiety byłyby przede wszystkim ofiarami mężczyzn - tym bardziej bezwzględnych, egoistycznych i agresywnych (którzy nigdy nie przekształcili się z nastolatków w odpowiedzialnych, dojrzałych mężczyzn), bo pozbawionych często nie tylko własnych ojców, ale także Ojca pod postacią Boga.

/the 614Commandment/