Polska Prapremiera Sonaty Mieczysława Wajnberga

Autor : Wojciech Meixner.

Lato wydaje się być okresem, w którym klasyczne życie koncertowe zamiera. Stwierdzenie takie nie do końca wydaje się być prawdziwe. W wakacyjnym czasie natrafić można na perełki wykonań koncertowych. Na interpretacje dzieł, wielkich, aczkolwiek niesłusznie zapomnianych kompozytorów. Z tego typu zdarzeniem mieliśmy do czynienia w ostatnią środę, 16 sierpnia 2017 roku.

 

 

 

W Poznaniu istnieje tradycja organizowania podczas przerwy wakacyjnej w działalności instytucji koncertowych cyklu spotkań muzycznych „Scena Letnia w Akademii Muzycznej”. Środowy koncert zatytułowany był „Różne barwy muzyki”. I rzeczywiście wykonane utwory były prawdziwym przeglądem kompozycji generujących różne rodzaje doznań, emocji muzycznych. Emocji muzycznych, które dla osób posiadających zdolności do synestezji stanowiły rzeczywiste bogate w kolory, jak tęcza, barwy muzyki.

    Wczorajszy koncert składał się jakby z trzech części. Na początku wystąpili: Ewelina Pachucka-Mazurek – skrzypce oraz Arnold Dąbrowski – fortepian. Ich występ obejmował dwa utwory napisane przez różnych polskich kompozytorów, nawiązującej do popularnej w okresie późnego klasycyzmu i romantyzmu formy romancy. Warto tu wspomnieć np. o dwóch Romancach na Skrzypce i Orkiestrę Ludwiga van Beethovena, czy o I Koncercie Fortepianowym e-moll Op. 11 Chopina, którego drugą część stanowi właśnie Romanca.

    W dniu wczorajszym wykonano dwa Romanse o charakterze kameralnym. Karola Szymanowskiego i zapomnianego XIX wiecznego kompozytora Aleksandra Zarzyckiego. Oba utwory kompozytorów piszących w odmiennej stylistyce były pięknymi, romantycznymi wykonaniami.

    Koncert zamykał cykl pieśni. Wykonywał je tenor – Damian Żebrowski, przy akompaniamencie fortepianowym Izabeli Górskiej Krasiel. Był to cały zestaw barw muzyki. Tenor mimo swojego młodego wieku wykazał się bardzo dobrymi warunkami głosowymi i dojrzałością artystyczną. Występ obejmował pieśni dziewięciu różnych kompozytorów. Ich twórcami byli: Ludwig van Beethoven, Georges Bizet, Karol Szymanowski, Tadeusz Szeligowski, Cezar Cui, Piotr Czajkowski, Stanisław Moniuszko i Fermín María Alvarez.

    Szczególnie ciekawya była środkowa część koncertu. Wykonano wówczas tylko jedno dzieło muzyczne, utwór dużego formatu. Było to polskie prawykonanie Sonaty na skrzypce i fortepian Op. 12 nr 1 Mieczysława Wajnberga. Wykonawcami byli: Ewelina Pachucka-Mazurek – skrzypce i Krzysztof Kranc – fortepian.

    Sonata ma klasyczną trzyczęściową budowę. Jej części to: 1. Allegro, 2. Adagietto, 3. Allegro. Powstała w ZSRR, w 1943 roku i jest niewątpliwym nawiązaniem do smutnych emocji kompozytora, związanych z rozgrywającą się właśnie II wojną światową.

    Mieczysław Wajnberg jest przedziwną postacią wśród rosyjskich kompozytorów. Uważa się go za jednego z trzech najwybitniejszych współczesnych rosyjskich kompozytorów, obok Sergiusza Prokofiewa i Dymitra Szostakowicza (kompozytora o polskich korzeniach). Problem polega jednak na tym, że w Rosji muzyka Wajnberga jest wykonywana niezwykle rzadko i praktycznie nieznana wśród melomanów.

    Uważa się, że Wajnberg, jako kompozytor egzystował w trzech kulturach; polskiej, rosyjskiej i żydowskiej. Przyglądając się bliżej jego życiu i twórczości można wysnuć wniosek, że stwierdzenie takie jest co najwyżej prawdziwe w przybliżeniu. Sposób widzenia świata przez Wajnberga był bardzo szeroki. Jego muzyka jest nawiązaniem także do twórczości kompozytorów niemieckich.

    Można się było o tym przekonać również wczoraj podczas perfekcyjnego wykonania Sonaty. Już pierwsza część Allegro była daleką reminiscencją utworów wielkiego mistrza tej formy muzycznej Ludwiga van Beethovena. Dramatyzmu dodawały typowo beethovenowskie tematy pierwszej części. Dyskusja pierwszego, długiego tematu z tematem drugim. Typowym dla muzyki krótkim tematem (jedno lub dwunutowym), szczególnie eksponowanym w bardzo trudnej partii skrzypiec.

 

    Niektóre fragmenty partii fortepianowej części drugiej stanowiły jakby nawiązania do twórczości Jana Sebastiana Bacha. Były jakby próbą pisania muzyki bachopodobnej posługując się technikami kompozytorskimi czasu zmierzchu systemu tonalnego.

    Część trzecia miała charakter uśmiechu przez łzy. Była ideowym nawiązaniem do VII Symfonii C-dur „Leningradzkiej”, Op. 60, Dymitra Szostakowicza. Podobnie, jak powstała dwa lata wcześniej Symfonia Szostakowicza stanowiła optymistyczne przesłanie, że nadejdzie dzień zwycięstwa i wojna się zakończy.

    Mieczysław Wajnberg został kompozytorem zupełnie przez przypadek. Urodził się 12 stycznia 1919 roku w Warszawie w uzdolnionej artystycznie żydowskiej rodzinie. Matka była aktorką, a ojciec skrzypkiem.

    Edukacja muzyczna Mieczysława rozpoczęła się w wieku 12 lat. Początkowo uczęszczał do średniej szkoły muzycznej, później do Warszawskiego Konserwatorium. Był świetnie zapowiadającym się pianistą. Przewidywano, że zostanie drugim, po Witoldzie Małcużyńskim polskim laureatem Konkursu Pianistycznego im. Chopina. W tym celu Józef Hoffman załatwił Wajnbergowi studia w Filadelfii. Mieczysław Wajnberg nigdy nie dotarł do USA. Władze Stanów Zjednoczonych odmówiły pianiście wizy, ze względu na jego żydowskie pochodzenie.

    Niedługo później wybuchła II wojna światowa. Szukając schronienia przed Niemcami znalazł się w ZSRR. Osiedlił się w Mińsku, gdzie został studentem konserwatorium. I w ten sposób został kompozytorem. 21 czerwca 1941 roku Filharmonia w Mińsku wykonała pierwszy utwór Wajnberga – Poemat Symfoniczny.

    Następnego dnia Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. Przerażony kompozytor uciekł w głąb Związku Radzieckiego, do Taszkentu. Był tam korepetytorem w operze. Komponował również utwory patriotyczne. W tym czasie poznał Dymitra Szostakowicza, dzięki któremu w 1943 roku przeprowadził się do Moskwy, gdzie spędził resztę życia. Przyjaźń z Dymitrem Szostakowiczem była bardzo owocna. Obaj kompozytorzy wzajemnie konsultowali swoje kompozycje. Wajnberg spowodował, że w muzyce Szostakowicza pojawiły się motywy klezmerskie.

    Życie kompozytora w Związku Radzieckim nie było łatwe. Po wojnie nie posiadający muzycznego wykształcenia urzędnicy oskarżali go, że jego muzyka jest pesymistyczna i posiada mało elementów folkloru. Później oskarżono go, że jego kompozycje charakteryzują się surowym formalizmem. Zabroniono wykonywania niektórych jego utworów. W roku 1953 przez dwa miesiące siedział w więzieniu – oskarżony o „żydowski nacjonalizm burżuazyjny”. Skutkiem przeżyć związanych z pobytem w więzieniu było powstanie niezwykłego dzieła, zważywszy, że Wajnberg był Żydem tworzącym w Związku Radzieckim. Powstało wówczas dzieło ku czci ofiar stalinowskiego terroru. Było nim katolickie Requiem.

    Mieczysław Wajnberg był niezwykle płodnym kompozytorem. Jego dorobek artystyczny obejmuje 26 symfonii (w tym 4 kameralne), 18 koncertów na instrumenty solowe i orkiestrę, 6 sonat fortepianowych, sonatę na kontrabas, 4 kantaty, 17 kwartetów smyczkowych i wiele innych utworów instrumentalnych i wokalnych. Skomponował również 6 oper. Był też kompozytorem muzyki filmowej. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają film „Lecą żurawie”, do którego Wajnberg napisał muzykę.

     Kompozytor mimo, że do końca życia mieszkał w Moskwie, nigdy nie utracił kontaktu z polską kulturą. Jego VIII Symfonia Op. 83 posiada partię wokalną, w której śpiewane są po polsku „Kwiaty Polskie” Juliana Tuwima. Kompozytor przyjechał do Polski tylko jeden raz. W roku 1966 był gościem „Warszawskiej Jesieni”. W 1994 roku od polskich władz otrzymał odznaczenie „Zasłużony dla kultury polskiej”.

    Krótko przed śmiercią dokonał konwersji do cerkwi prawosławnej. Zmarł 26 lutego 1996 roku i został pochowany na Cmentarzu Domodiedowskim w Moskwie.

    Ostatnie lata charakteryzują się powolnym przypominaniem twórczości Wainberga w polskich i światowych salach koncertowych. Szczególne zasługi w tym względzie ma związany z Operą w Poznaniu Gabriel Chmura. W 2009 roku wystawił operę „Pasażerka” na podstawie wspomnień Zofii Posmysz z pobytu w Auschwitz. Cztery lata później wykonano w Poznaniu operę „Portret”, na podstawie opowiadania Gogola.

 

 

 

    Z kolei wybrane utwory symfoniczne stopniowo wydobywa z niepamięci Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej w Warszawie pod dyrekcją Jacka Kasprzyka. Jedną z symfonii Wajnberga wykonano podczas występu gościnnego Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej w Poznaniu. Tym bardziej musi cieszyć fakt, że na wczorajszym koncercie wykonano dzieło Mieczysława Wajnberga.

    Szkoda tylko, że w czasie, gdy twórczość Wajnberga pojawia się w polskich salach koncertowych, równocześnie ulega zapomnieniu twórczość jednego z najwybitniejszych kompozytorów wszechczasów Dymitra Szostakowicza. Oskarżenia, że Szostakowicz tworzył w systemie tonalnym, do czego był zmuszony (podobne oskarżenia możnaby zastosować do Mieczysława Wajnberga) nie mają sensu. Trzeba było być prawdziwym geniuszem, by w oparciu o wyeksploatowany przez kilkaset lat systemu dur-moll stworzyć wybitne dzieła.

 

 

 

* W literaturze muzykologicznej można spotkać się z różnymi formami zapisu nazwiska kompozytora. Może to być, np. Mieczysław (Moisiej/Mojsze) Samuiłowicz Wajnberg lub Mieczysław (Moisiej/Mojsze) Samuiłowicz Weinberg. W literaturze rosyjskiej używana jest postać: Моисе́й Самуи́лович Ва́йнберг lub formę nieoficjalną Мечислав Вайнберг. Źródła hebrajskie stosują zapis: מייצ'יסלב ויינברג .

 

Wojciech Meixner.