Mój Sołacz . Żydowski Sołacz

Spośród wielu dzielnic Poznania, szczególnie bliskim jest mi Sołacz. I nie jest to spowodowane tylko urokiem tej części miasta. Uzdrowiskowym charakterem zabudowy i pięknym starym parkiem. Tak się złożyło, że z Sołaczem jestem silnie związany zarówno z racji mojej osobistej historii, jak również przez losy rodziny.

Krótko po odrodzeniu się Polski, w 1918 roku, na Sołaczu pojawił się mój pradziadek, prof. Stanisław Sokołowski. Powstawał właśnie Uniwersytet Poznański. A prof. Sokołowski zakładał na Sołaczu Wydział Rolniczo-Leśny Uniwersytetu. Po zakończeniu prac, pradziadek powrócił do rodzinnego Krakowa, na Uniwersytet Jagielloński. Kontakt mojej rodziny z Poznaniem zamarł na wiele lat.

Nie tylko pradziadek był leśnikiem. Był nim również dziadek i ojciec. I właśnie to spowodowało, że moja rodzina ponownie pojawiła się na Sołaczu. Po II wojnie światowej ojciec rozpoczął studia na Wydziale Leśnym Uniwersytetu Poznańskiego. Wynajął wtedy stancję w willi przy ul. Wołyńskiej 2. I tak na zawsze związał się z Sołaczem. Przypadek zrządził, że w willi na Wołyńskiej poznali się moi rodzice. Kilka lat później pojawiłem się na świecie. Na Sołaczu stawiałem moje pierwsze kroki. W 1959 roku wyprowadziliśmy się na Grunwald, ale nasz związek z Sołaczem trwał. Ojciec na całe życie związał się z Wydziałem Leśnym ówczesnej Akademii Rolniczej. Doszedł do tytułu profesora i przez wiele lat był dziekanem Wydziału Leśnego. A i moje losy oraz założonej przeze mnie rodziny od wielu lat obracają się wokół Sołacza. Kiedyś, gdy byłem dzieckiem, to, co było wokół mnie było – moim Sołaczem. Później dzielnica zaczęła odkrywać swoje tajemnice. I ten mój Sołacz, stał się również Żydowskim Sołaczem. Przez pierwsze lata życia, codziennie jeździłem z mamą tramwajem na Dębiec, gdzie mieszkała moja babcia. Mimo tych wizyt nie brakowało nam czasu na spacerowanie po Sołaczu. Najczęściej szliśmy do Parku Sołackiego, zwanego wówczas Parkiem Stalina, czasem zmierzaliśmy nad Rusałkę. Chodziliśmy również po otaczających dom ulicach. Jedną z nich była ulica Nad Wierzbakiem, w tamtych czasach jeszcze bardzo spokojna. Idąc pod górę, do północnego krańca ulicy, dochodziliśmy do mostku. Pod mostkiem skrywał swój bieg strumyk Wierzbak. W tamtych czasach wyraźnie było widać koryto strumienia płynącego od strony wińarskiego kościoła. Woda w Wierzbaku była kryształowo czysta. Mijały lata. Sołacz się rozbudowywał. Po lewej stronie powstało Osiedle Nad Potokiem, a po prawej, nowe domy na ulicy Źródlanej. Wtedy ktoś poszedł na łatwiznę. Ścieki z okalających domów odprowadzono do strumyka, który szczególnie latem niemiłosiernie śmierdział. W końcu, Wierzbak ujęto w rury i zakopano pod ziemię. Wielka szkoda, że tak się stało, bo był taki czas, że czysta woda z Wierzbaka ratowała ludzkie życie. W XIX wieku wybuchła w Poznaniu zaraza. Od pierwszych chwil, tą niebezpieczną sytuację starał się opanować Rabin Poznania Akiva Eger. Zorganizował szeroko pojętą pomoc, która w trudnych chwilach obejmowała nie tylko ludność żydowską, lecz także polską i niemiecką. Rabin Eger musiał mieć świadomość natury zagrożenia epidemiologicznego w mieście. Wiedział, że ludzie zarażają się pijąc skażoną wodę ze studni miejskich. Chcąc ratować ludzkie życie, Rabin Eger nakazał, by wodę pitną czerpać z czystego źródła wypływającego do Wierzbaka. Żydzi posłuchali swojego Wielkiego Rabina i w znacznie mniejszym stopniu chorowali, niż pozostali mieszkańcy Poznania. Dzisiaj, gdy Wierzbak jest zmeliorowany i ukryty pod ziemią, trudno jest ustalić dokładne miejsce, gdzie znajdowało się źródło. W przybliżeniu, jego lokalizację wyznacza ulica Źródlana, biegnąca równolegle do strumyka. A na marginesie opowieści o Wierzbaku warto wspomnieć pewną ciekawostkę. Najstarszą częścia Poznania nie jest Ostrów Tumski, lecz Sołacz. W pobliżu narożnika ulicy Nad Wierzbakiem i alei Wielkopolskiej, u ujścia Wierzbaka do Bogdanki znajdowała się pierwsza osada ludzka na terenie dzisiejszego Poznania. Było to, 3250 lat temu, czyli wtedy, gdy Żydzi wychodzili z Egiptu. Od wielu lat przemierzam sołackie ulice. Miło po nich chodzić. Szczególnie po starej, przedwojennej części Sołacza. Otacza mnie wówczas, w większości ciekawa architektura; Szkoda tylko, że niektóre budynki, ciągle jeszcze są zaniedbane. A wszystko skąpane jest w zieleni. Wiele miejsc wywołuje różnorakie wspomnienia. Przez wiele lat nazbierało się ich sporo. Przez wiele lat wędrowałem po Sołaczu. Nie zastanawiałem się, jak to się stało, że Sołacz jest taki ładny? Jaka jest historia powstania współczesnego Sołacza? A jest to, historia ciekawa i na swój sposób niezwykła. Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku. Sołacz leżał wówczas poza granicami Poznania. Żył wtedy w Berlinie żydowski bankier z Kassel, Baruch Elias. Tak się stało, że pewien klient bankiera nie był w stanie zwrócić swoich długów. Chcąc pozbyć się kłopotliwej sytuacji, dłużnik przekazał Boruchowi Eliasowi prawo własności do Sołacza. Bankier przyjął takie rozliczenie długu. Miał uzasadnione powody, by twierdzić, że sprzedaż Sołacza, pozwoli mu odzyskać pożyczone niegdyś pieniądze. W rzeczywistości sprzedaż otrzymanej w zamian za dług ziemi, wcale nie była prosta. Stała się problemem dla bankiera i dobrodziejstwem dla Poznania. Baruch Elias podjął pierwszą próbę sprzedaży Sołacza, w 1896 roku. W tym celu zwrócił się do architektów z Darmstadtu, Antona i Patriza Huberów z prośbą o wykonanie planów zabudowy. Rada miejska plan ten odrzuciła. Przypuszczalnie było to spowodowane tym, że kilku radnych miało do sprzedania działki w Poznaniu. Oferta żydowskiego bankiera, sprzedaży działek w podpoznańskim wówczas Sołaczu, była zbyt atrakcyjna i stanowiła konkurencję dla terenów do sprzedaży w samym Poznaniu. Sytuację mógł zmienić rok 1900, gdy Sołacz przyłączono do Poznania. Sprawa się jednak komplikowała. Nowy plan zagospodarowania Sołacza, Urbanowa, Golęcina i części Winiar wykonał prof. H. Stübben. Był już rok 1906. Nowy plan również nie zatwierdzono z uwagi na zastrzeżenia władz wojskowych. Ostatecznie plan zabudowy Sołacza zatwierdzono na krótko przed wybuchem I wojny światowej, 15 stycznia 1913 roku. Władze Poznania postanowiły wykorzystać pieniądze żydowskiego bankiera. Zatwierdzenie planu zagospodarowania Sołacza, zostało poprzedzone, przez nałożenie na Barucha Eliasa szeregu zobowiązań. Bankier musiał na własny koszt: wytyczyć ulice, wybrukować je i zbudować chodniki. Baruch zobowiązany został również do uzbrojenia terenu. Własnym kosztem zbudować musiał instalacje – elektryczną, gazową, wodną i kanalizacyjną. Miał też zadbać o zieleń, obsiewając trawniki i sadząc drzewa. Tak w 1910 roku, za żydowskie pieniądze powstał Park Sołacki. W przyszłości tereny parkowe i uliczne miały zostać przekazane miastu. W ten sposób na żydowskiej ziemi powstał Sołacz. Wybuch I wojny światowej uniemożliwił pełną realizację umowy pomiędzy Baruchem Eliasem a Poznaniem. Dopiero po jej zakończeniu, bankier przekazał prawa własności do  terenów ulicznych i parkowych Poznaniowi, podpisując stosowną umowę z Prezydentem Poznania Cyrylem Ratajskim. Zgodnie z pruskim planem zagospodarowania Sołacza, miała tu powstać dzielnica dla profesorów uniwersytetu, który zamierzano otworzyć w Poznaniu. Postanowiono również zadbać o zaspokojenie potrzeb religijnych przyszłych profesorów. Plan przewidywał budowę kościoła luterańskiego na Sołaczu. Półtora roku po zatwierdzeniu przez Radę Miejską projektu zagospodarowania, wybuchła I wojna światowa. Pod koniec 1918 roku, po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim, Poznań znalazł się w granicach Polski. Pruskie plany nigdy nie zostały zrealizowane. Sołacz zasiedlili Polacy. W tym czasie powstawał Uniwersytet Poznański. Na Golęcinie znalazły się budynki nowopowstającego Wydziału Rolniczo-Leśnego. Obecnie, Stare Collegium Cieszkowskich Uniwersytetu Przyrodniczego. W tych warunkach budowa kościoła luterańskiego okazała się bezcelowa. Pojawił się jednak problem życia religijnego ludności polskiej. Sołacz należał do odległej Parafii Św. Wojciecha. W tej sytuacji zdecydowano się na budowę kościoła katolickiego na Sołaczu. Jest nim obecnie Kościół p.w. św. Jana Vianneya. Na pobliskich Winiarach powstała druga parafia – św. Stanisława Kostki. Na ul. Mazowieckiej, na zboczu Pradoliny Bogdanki, stoi bryła Kościoła św. Jana Vianneya. Kościół postawiono w eksponowanym miejscu. Góruje on nad pobliskim placem. Rozciąga się stąd widok na duży fragment Parku Sołackiego, szczególnie na miejsce, gdzie przez lata stała nieistniejąca już dziś Wieża Spadochronowa. Do Kościoła prowadzą schody od strony ulicy Mazowieckiej. Budynek Świątyni jest okrągły, zwieńczony kopułą. Pośród licznych kościołów Poznania nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ma on jednak pewien fakt w swojej historii, który wyróżnia go, spośród innych kościołów Poznania. Współczesny Sołacz powstał na ziemi, która niegdyś należała do żydowskiego bankiera Barucha Eliasa. Po I wojnie światowej Elias przyjechał do Poznania, by uregulować z miastem prawne zagadnienia związane z własnością Sołacza. Wizyta nie ograniczyła się wyłącznie do urzędowych rozmów i złożenia stosownych podpisów. Baruch Elias, razem z prezydentem Cyrylem Ratajskim wybrali się samochodem na Sołacz. Nowopowstała dzielnica bardzo spodobała się bankierowi z Berlina. Duże wrażenie zrobił panujący na Sołaczu porządek. Najbardziej jednak, Baruchowi spodobał się Park Sołacki, który od czasu jego założenia zdążył się rozrosnąć. Po powrocie z wycieczki, Baruch Elias dał wyraz swojemu zachwytowi. Dokonał czynu bezprecedensowego. Bankier był Żydem, który z potrzeby serca nieodpłatnie podarował Kościołowi parcelę o powierzchni 2702 metrów kwadratowych. Na terenie podarowanym przez Eliasa zbudowano Kościół św. Jana Vianneya. Szkoda, że ten piękny czyn Eliasa jest zupełnie nieznany sołackim parafianom. A może, warto wspomnieć o tym niezwykłym podarunku podczas kolejnej edycji Dni Judaizmu. Gdy byłem dzieckiem rodzice posiadali pracowniczy ogródek działkowy przy ulicy Dojazd. W tamtych czasach Sołacz był trochę inny. Mniejszy i spokojniejszy. Często jeździliśmy do ogródka tramwajem. Była to ciekawa jazda, bo sieć tramwajowa na Sołaczu była zupełnie inna niż obecnie. Linia dwutorowa kończyła się przy Parku Sołackim. Na ulicy Wołyńskiej i dalej, tramwaje jechały po linii jednotorowej. 9 jeździła na Golęcin, a 11 miała pętle poniżej Kościoła św. Stanisława Kostki na Winiarach. Przy Parku była z kolei, nieistniejąca od dawna pętla 15.

Mimo, że od Parku Sołackiego do ulicy Dojazd nie jest daleko, jazda tramwajem zajmowała sporo czasu. Najpierw przy Parku 9 czekała na zapalenie się zielonego światła pozwalającego na kontynuowanie podróży w stronę Golęcina. Po kilku minutach tramwaj dojeżdżał do Collegium Rungego. Miejsce to oznaczało kolejny długi postój. Znajdowała się tutaj jedyna na trasie mijanka. Tu spotykały się tramwaje, jeden jadący na Golęcin, z drugim jadącym do pętli Traugutta. My wysiadaliśmy na następnym przystanku, przy Dojeździe. Resztę drogi odbywaliśmy pieszo. Po lewej stronie znajdowała się jednostka wojskowa na Golęcinie. Na jej terenie znajdowało się nieistniejące już Kino „Pancerniak”. Trochę dalej przechodziliśmy obok jakichś zabudowań, pomiędzy, którymi stały wieżyczki strażnicze. W końcu dochodziliśmy do naszego ogródka. Uprawa w ogródku nigdy się nam nie udawała. Pamiętam, że nigdy na drzewkach nie znaleźliśmy żadnych owoców. Nie wiem, co było tego przyczyną. Może rodzice nie potrafili zadbać o ogródek, lub też miewaliśmy nieproszonych gości, którzy nas okradali. Po wyprowadzeniu się na Grunwald, rodzice ogródek sprzedali. Teraz, z perspektywy wielu lat, myślę sobie, że może ogródek znajdował się w miejscu przeklętym. Nikt z nas nie wiedział, co się tam mieściło wcześniej. Przeczytałem niedawno o przypadkach wykopywania na terenie ogródków ludzkich czaszek. Okazuje się bowiem, że właśnie tutaj znajdował się jeden z Obozów Pracy dla Żydów. Więźniowie z tego obozu zatrudnieni byli przy kopaniu sztucznego Jeziora Rusałki. Sprawę żydowskiej martyrologii nad Rusałką poruszyłem już wcześniej w artykule, zamieszczonym pod adresem:

http://poznan.jewish.org.pl/index.php/Zydzi-w-Wiekopolsce/Martyrologia-Zydow-w-Lasku-Golecinskim.html

 

Pamięć ludzka jest krótkotrwała. Już następne pokolenie nie pamięta świata, w którym żyli rodzice. Tym bardziej przeważająca liczba mieszkańców Poznania zupełnie nie zdaje sobie sprawy z historii Sołacza i jego żydowskich początków. Mam nadzieję, że warto było, choć trochę ją przypomnieć.

 

tekst nadesłał przyjaciel naszej Gminy

dr Wojtek Meixner

 

Dziekujemy serdecznie Wojtku!